Pierwszego miesiąca jesieni przybyło do mnie 16 nowych pozycji. Na pierwszy rzut oka z mojego postanowienia nie kupowania nowych książek nie tylko nic nie zostało, ba! przekroczyłam rekord sierpniowy o dwie pozycje. Wstyd, chciałoby się rzec. Na szczęście gdy rozbije się tą ilość na kategorie, okazuje się, że nie jest ze mną tak źle. Uff.
- Po pierwsze - pięć z wrześniowych zdobyczy to książki już wcześniej przeczytane, które spodobały mi się na tyle, że postanowiłam zdobyć ich papierową wersję.
- Po drugie - mangi w liczbie dwóch.
- Po trzecie - cztery to e-booki kupione za śmiesznie niską cenę na amazonie (i gdy mówię śmiesznie niską, mam na myśli sumy rzędu czterech do ośmiu złotych).
Tym oto sposobem okazuje się, że tylko pięć z wrześniowych pozycji to zakupy można powiedzieć spontaniczne, a i to nie do końca, bo jedna z nich zamówiona została już w sierpniu, a dwie to kontynuacje, które musiałam mieć i tyle.
☀ Zacznijmy od pozycji już wcześniej przeczytanych. Pierwsze dwie zdobycze (a w przypadku tego konkretnego wydania cztery) to książki, które czytałam kilka razy, zarówno w oryginale, jak i tłumaczeniu polskim, które zresztą już posiadam. Mowa o opowieściach z cyklu Archiwum Burzowego Światła autorstwa Brandona Sandersona, a dokładniej o "Drodze królów" i "Słowach Światłości". Moje uwielbienie dla tego pisarza jest ogromne, a te dwie pozycje uważam za najlepszą rzecz, jaka w fantastyce się wydarzyła od czasów Tolkiena. Ponieważ kolejna część cyklu ukaże się w sprzedaży już za kilkanaście dni, postanowiłam odświeżyć sobie obie części, ale w wersji oryginalnej. Tłumaczenie polskie nie jest złe, właściwie z każdą kolejną książką robi się coraz lepsze, ale jest parę elementów, których wolę nie komentować (duszniki?!? serio???!!!???). Stwierdziłam również, że jak już zamawiać, to przepiękne wydanie brytyjskie, i takie też cieszy teraz moje oczy.
Kolejne pozycje to dwie książki, które zrobiły na mnie spore wrażenie, gdy czytałam je w wersji elektronicznej. Recenzja "The Long Way to a Small Angry Planet" znajduje się na blogu już od pewnego czasu. Niezwykle przyjemnie, spokojne science-fiction, w którym ważniejsze od szybkiej akcji i kosmicznych pościgów są relacje i historie głównych bohaterów. Książka ukazała się w polskim przekładzie we wrześniu, polecam ją z czystym sumieniem. Druga z pozycji to "We Are the Ants" Shauna Davida Hutchinsona, którą uważam za najlepszą chyba z książek przeczytanych w tym roku. Dawno żadna młodzieżówka nie zrobiła na mnie tak ogromnego wrażenia, a przecież nie przepadam za tym gatunkiem literackim, a książek smutnych nie lubię w ogóle. Jestem pewna, że sięgnę po nią jeszcze nie raz, może nawet zabiorę się za napisanie recenzji, kto wie.
Swoją drogą pięknie się te okładki ze sobą skomponowały:)
☀ Ostatnia z książek pierwszej kategorii to równocześnie pierwsza pozycja w cyklu zdobyczy "nowych". Mowa o "Królowej Tearlingu", którą przeczytałam w języku angielskim w formie e-booka, a która spodobała mi się na tyle, że postanowiłam zakupić od razu całą trylogię. I dobrze zrobiłam, bo zarówno "Inwazja na Tearling", jak i "Losy Tearlingu" to dobrze napisane i wciągające książki fantastyczne, z interesującym miszmaszem gatunków i ciekawymi bohaterami.
Kolejne dwa spontaniczne zakupy (o ile w przypadku zakupów on-line w ogóle można mówić o spontaniczności) to pozycje dla wszelkiej maści geeków, nerdów i fanów kultury popularnej. "Geekerella" i "Ready Player One" są swego rodzaju hołdem dla szeroko pojętej społeczności fanowskiej, choć w przypadku opowieści o współczesnym Kopciuszku autorka inspirowała się przede wszystkim filmem i komiksem, podczas gdy twórca drugiej z wymienionych książek czerpał pełnymi garściami z gier komputerowych. Recenzja "Geekerelli" już na blogu, "Ready Player One" przeczytać planuję przed premierą filmu, która ma mieć miejsce bodajże na początku 2018 roku.
Ostatnią, tym razem naprawdę bardzo spontanicznie nabytą pozycją jest książka, której prawdopodobnie nigdy nie przeczytam, gdyż, wstyd przyznać, wykracza ona poza moją znajomość języka angielskiego. Nie mogłam jednak przejść obok niej obojętnie, po prostu nie mogłam! Weszłam sobie mianowicie do BookOffu, czyli japońskiego antykwariatu rzeczy wszelakich, gdzie na półce z pozycjami obco(czyli nie japońsko)języcznymi stało sobie cudo o wdzięcznym tytule "An Introduction to Elvish" pod redakcją Jima Allana. Wprowadzenie do elfickiego, znalezione w japońskim antykwariacie, wyobrażacie sobie? Jest to pozycja naukowa w charakterze, z ogromną ilością informacji na temat wymowy, gramatyki, a nawet pisma używanego przez Elfy z książek J.R.R.Tolkiena. Niekiedy marzę sobie, że siądę, przeczytam i zrozumiem tę książkę, ale potem patrzę na te wszystkie symbole fonetyczne, skomplikowane konstrukcje gramatyczne, i mój zapał umiera śmiercią naturalną. Cóż, przynajmniej ładnie będzie wyglądać na półce w części poświęconej twórczości ojca fantastyki.
☀ Czas na przedostatnią grupę zakupów wrześniowych, czyli e-booki. Niekiedy z gorzkim uśmiechem myślę sobie, że może to i dobrze, że w Polsce książki w formacie elektronicznym są takie drogie, bo inaczej byłoby naprawdę kiepsko. Gdy widzę na amazonie pozycję za dolara, nagle zapominam o złożonych sobie obietnicach i nałożonych zakazach, i potem okazuje się, że na moim Kindelku pojawia się pełno nowych pozycji, których pewnie nigdy bym nie kupiła po normalnej cenie. Tym sposobem we wrześniu rozszerzyłam kolekcję e-booków o cztery nowe pozycje. "History Is All You Left Me" Adama Silvery to jedna z dwóch młodzieżówek (coś ostatnio sporo ich czytam), drugą jest "The Scorpio Races" Maggie Stiefvater. O ile o pierwszej słyszałam dużo pozytywnych opinii, z którymi po przeczytaniu mogę się zgodzić, o tyle książki Maggie Stiefvater inne niż cykl o Kruczych Chłopcach mają tendencje do dzielenia czytelników na wielbicieli i zdecydowanych nielubicieli. Ciekawa jestem, po której ostatecznie stronie się znajdę.
Trzecim z e-booków jest pozycja o wdzięcznym tytule "A Mountain Walked", zredagowany przez S.T.Joshi'ego zbiór opowiadań zainspirowanych twórczością H.P.Lovecrafta. Osobiście dziwny świat z opowieści samotnika z Providence bardzo lubię, za jego plugawą atmosferę i bluźniercze stwory z największych głębin czasu i przestrzeni, dlatego z chęcią zobaczę, jak zainspirował on innych pisarzy.
Ostatnim wrześniowym e-bookiem jest "Pride and Prejudice and Zombies" autorstwa Setha Grahame-Smitha w oparciu o książkę Jane Austin. Film na jej podstawie rozśmieszył mnie do łez i zapewnił dwie godziny świetnej zabawy, myślę więc, że i książka dostarczy mi przynajmniej tyle samo rozrywki.
☀ Nie byłabym sobą, gdybym przy okazji kolejnych wizyt w Japonii nie nabyła przynajmniej jednej mangi. Tym razem zdecydowałam się na pozycje trochę nietypowe, ponieważ nie stanowią one głównych części swoich serii, lecz są do nich dodatkami. Pierwszą z nich jest oficjalny fan book do serii D.Gray-man autorstwa Hoshino Katsury, zatytułowany "Haiiro no Kiroku", zawierający wszystkie możliwe informacje na temat bohaterów mangi, wywiady z seiyuu, czyli aktorami podkładającymi głosy w serii anime, szkice autorki i wiele, wiele innych. Przepięknie wydany, z cudownymi ilustracjami, przyzywał mnie syrenim śpiewem i niestety opanować się nie potrafiłam. Podobnym zresztą brakiem samoopanowania wykazałam się przy zakupie drugiej mangi, tym razem miałam bowiem ochotę na coś wesołego i voilà, okazało się, że jedna z moich ulubionych serii "Bungou Stray Dogs" dorobiła się mini serii komediowych historyjek, a zatytułowane to cudeńko jest "Bungou Stray Dogs Wan!". Śmieszne przygody ulubionych bohaterów zawsze poprawiają mi nastrój, więc na jesienną chandrę jak znalazł (choć właściwie to jesień uwielbiam i rzadko zdarza mi się mieć zły humor o tej porze roku).
To wszystkie moje książkowe zakupy wrześniowe, ale nie wszystkie książki, o które powiększyła się moja kolekcja. Okazało się bowiem, że wygrałam zestaw trzech książek w konkursie organizowanym przez cudowne dziewczyny ze strony Zniewolone treścią. Nie spodziewałam się wygranej, bo jeszcze nigdy w żadnych konkursie nie udało mi się zdobyć czegokolwiek, a tu proszę, taka niespodzianka. Tak oto na wrześniową półkę wskoczyły "Wyspa mgieł" Marii Zdybskiej oraz dwa tomiki serii Krystyny Kuhn - "Dolina: Gra" i "Dolina:Katastrofa". Nie spodziewam się wielkiej literatury, ale bawić się dobrze będę tak czy inaczej.
Podsumowując: spośród 19 książek (wliczając trzy pozycje zdobyte konkursowo) zaledwie sześć to książki polskojęzyczne, dwie to mangi w języku japońskim, a aż jedenaście pozycji to książki napisane po angielsku. Przyznaję, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale ponieważ język nie używany to język zapomniany, a i tłumaczenie nigdy nie przebije oryginału, więc nie pozostaje nic, jak tylko się cieszyć:)
Na zakończenie tego przydługiego wpisu muszę się podzielić jeszcze jednym zakupem około książkowym. Otóż pojechałam do Tokio na wystawę zorganizowaną z okazji niedalekiej filmowej premiery aktorskiej wersji znanej mangi i anime "Full Metal Alchemist" i jak to ja, nie mogłam się opanować, żeby czegoś z tej okazji nie kupić. Tym razem w moje ręce trafił zestaw ślicznych zakładek z bohaterami serii, które pewnie nigdy nie zostaną użyte w obawie przed zniszczeniem. No cóż...
"Wstęp do elfickiego" <3 Zazdroszczę troszkę, ale tak pozytywnie :) Nie martw się o swój mózg. Wiesz, że na świecie są ludzie, którzy wykładają ten język i się go uczą? Jak nie będziesz miała co robić z kasą zapiszesz się:) Podręcznik już masz! Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńNiesamowite, że ludzie uczą się języka stworzonego na potrzeby wymyślonego świata. Elficki Tolkiena, startreckowy Klingon... Cóż, mogę jedynie zażyczyć sobie za dużo kasy i czasu i szepnąć do siebie "do boju!":P
UsuńWprowadzenie do elfickiego!!!! WOW! Ale Ci zazdroszczę! Złapałaś się na świetną perełkę, będę czekać na Twoją recenzję!
OdpowiedzUsuńPS. I ja ogromnie polubiłam Tearling!♥
Nie wiem, czy recenzji doczekasz, bo obawiam się o swoje umiejętności anglistyczne przy próbie przebrnięcia przez tę książkę:) Może kiedyś, kto wie:P
UsuńWow! Ile książek! Czytałam recenzje - zarówno Terlingu, jak i tej The long way to a small planet, czy jakoś tak, jak i Geekarelli :D Ta książka z planetą i ta z The ants - mega mnie ciekawią, oczywiście po przeczytaniu całego postu umknęły mi nieco tytuły, ale to książki zdecydowanie w mojej tematyce.
OdpowiedzUsuńŚwietne zakupy i nie dziwię się, że się nie powstrzymałaś! :D
Pozdrawiam!
Może w tym miesiącu się uda powstrzymać *wzdech*
UsuńCzekam na Twoją opinię, jeśli po którąś z nich uda Ci się sięgnąć!:)
Ta książka do elfickiego! Też pewnie nic bym z niej nie zrozumiała ale to faktycznie śmieszne, że znalazłaś ją w japońskim antykwariacie :) A Sanderson! <3 Sama wielbię tego autora i mam podobny zamiar jak ty: przeczytać to jeszcze raz przed trzecim tomem w oryginale. Mam sporo czasu, bo będę czekać aż wydadzą drugą połowę Dawcy Przysięgi zanim przysiądę do całości... a może tak dobrze mi pójdzie po angielsku że i to tak przeczytam? :> Rozdawali kiedyś za darmo ebooka do Drogi Królów po angielsku na stronie wydawcy, własny egzemplarz papierowy w tych innych, twardych wydaniach obiecałam sobie kupić jak zdam prawko :)
OdpowiedzUsuńUważam, że choć tłumaczenie nie jest złe, to jednak językowo wiele traci. Proza Sandersona w tych książkach jest bogata, płynna, lepsza nawet niż w innych jego powieściach. Trzymam kciuki w takim razie za angielskie zanurzenie w świecie Kaladina i Shallan:)
UsuńWidzę, iż również postanowienia odmawiania sobie zakupów książkowych nie działają. ;)
OdpowiedzUsuńNo i powiem jedno zazdraszczam mangi i tego zestawu ślicznych zakładek. :)
No niestety nie działają, a przynajmniej nie zadziałały we wrześniu. Może październik będzie pod tym względem lepszy:P
UsuńZakładki śliczne, aż boję się brać w ręce, żeby nie pobrudzić XD
Cóż, postanowienie niekupowania książek to chyba najbardziej absurdalne postanowienie w historii wszechświata, lepiej sobie tego nie robić ;) (choć ja ostatnio jestem dzielna!)
OdpowiedzUsuńZakładki super! Uwielbiam i kolekcjonuję, więc aż poczułam ukłucie zazdrości, ale takie malutkie ;) Pozdrawiam,
Ewelina z Gry w Bibliotece
U mnie to w ogóle kiepsko z wytrwaniem w postanowieniach, a już książkowych to zwłaszcza. Ale nie tracę nadziei, październik być może będzie właśnie TYM miesiącem, w którym uda się opanować i zaoszczędzić troszkę pieniędzy i miejsca na półkach.
UsuńZakładki cudne, aż żal wyjmować z opakowania:P
zazdroszczę japońskich zakupów. Jestem świeżo po lekturze pierwszej w życiu mangi ("Odległa dzielnica" Taniguchi) i jestem mega zachwycona!
OdpowiedzUsuńZachęcam do sięgnięcia po inne pozycje również, bo manga to naprawdę skarbnica świetnych opowieści:)
Usuń