Dotychczasowe doświadczenie z książkami science fiction nauczyło mnie oczekiwać pewnych stałych w literaturze tego rodzaju. Podróże międzygalaktyczne, zaawansowana technologia i jej wypływ na życie człowieka, szybka akcja i równoczesne zastanawianie się nad istotą człowieczeństwa - większość moich ulubionych cyklów s-f (na przykład "Hyperion" Dana Simmonsa) posiada wymienione przed chwilą elementy fabuły i one między innymi stanowią o tym, czy książkę s-f uznaję za dobrą, czy nie. Dlatego pozycja, o której za chwilę napiszę, zaskoczyła mnie swoją innością, dodam, że zaskoczyła na plus.
"The Long Way to a Small, Angry Planet" Becky Chambers jest opowieścią dokładnie o tym, o czym mówi jej tytuł. Bohaterami są członkowie załogi statku kosmicznego, która na co dzień zajmuje się "wybijaniem" tuneli w czasoprzestrzeni między jedną planetą/galaktyką a drugą (z góry przepraszam za niezręczności językowe, nie czytałam polskiego przekładu i nie wiem, na jakie terminy tłumacz się zdecydował). Zaraz na początku książki dołącza do nich Rosemary, młoda kobieta z Marsa z przeszłością otuloną tajemnicą, dla której praca kosmicznej księgowej ma być początkiem nowego życia. Niedługo potem załoga Wayfarera dostaje ogromną szansę - Galaktyczna Wspólnota włącza w swe grono kolejną rozumną rasę, która ze względu na położenie ich planety potrzebuje nowych tuneli międzygalaktycznych. Zadania tego podejmują się nasi bohaterowie, którzy wyruszają w długą podróż do planety wojowniczego klanu Toremi.
Teoretycznie można by odhaczyć wszystkie elementy fabularne wymienione na początku tego wpisu. Podróże międzygwiezdne? Check. Zaawansowana technologia pozwalająca na wywalanie dziury w czasoprzestrzeni? Check. Imuboty, wszczepiane istotom ludzkim i dbające o ich dobre zdrowie i kondycję fizyczną? Check. Wszelkiego typu implanty? Check.
Czego więc nie ma w tej pozycji? Szybkiej akcji. Książka Becky Chambers to najpowolniejsze s-f, jakie w życiu czytałam. Nie doczekamy się tu fajerwerków fabularnych i nagłych zwrotów akcji, mimo ataku kosmicznych piratów, mimo trzymającej w napięciu końcówki powieści. Becky Chambers zdecydowała się bowiem wykorzystać otoczkę s-f w sposób do tej pory mi nie znany - wszechświat i Galaktyczna Wspólnota stanowią tło potrzebne dla przedstawienia niezwykłych ras i kultur, które z kolei stają się kanwą dla przemyśleń na temat człowieczeństwa, istoty dobra i zła, wojny, rasizmu (tu to słowo nabiera szczególnego wydźwięku), konieczności zrozumienia różnic wśród nas istniejących, itd.
W "Długiej drodze..." wyjątkowe jest jeszcze jedno - człowiek stanowi zaledwie jedną z wielu ras zamieszkujących tłoczny wszechświat i, co więcej, jest rasą mało ważną, młodą i niedoświadczoną, którą włączono do Galaktycznej Wspólnoty przy oporze wielu jej członków. Niesamowite były dla mnie fragmenty, które pokazywały, jak mały jest człowiek, jak nieważny w obrazie całości kosmosu. Polecam rozdział poświęcony wizycie załogi Wayfarera na planecie Sissix (gadziej pilotki statku), i wspomnienia jednego z członków jej rodziny o włączeniu ludzkości do Wspólnoty.
Każdy rozdział poświęcony jest innemu członkowi załogi, który staje się równocześnie pretekstem do rozmyśleń na różne tematy. A jest to załoga bogata i kolorowa, bo składają się na nią nie tylko ludzie, lecz także gadopodobna pilotka Sissix, przedziwny nawigator Ohan, ostatni ze swojej rasy Dr.Chef, pełniący rolę pokładowego kucharza i lekarza zarazem (rozdział "The Last War" jemu poświęcony to jedna z bardziej poruszających historii zawartych w książce), a także Sztuczna Inteligencja o wdzięcznym imieniu Lovelace, skracanym przez załogę do Lovey. Zresztą ludzka część załogi jest nie mniej ciekawa. Oprócz Rosemary, która jest dziewczyną inteligentną (również uczuciowo) i nie mającą w sobie nic z typowej bohaterki s-f, mamy w załodze kapitana Ashby'ego, inżynierów Jenka (karła zakochanego w AI) i Kizzy, która nieodparcie kojarzy mi się z Kaylee z serialu Fireflay (tylko odrobinę bardziej szaloną), oraz Corbina, niesympatycznego specjalistę od alg. Interakcje między bohaterami stanowią o sile opowieści i przyznaję, że trudno mi było nie polubić ich wszystkich, nawet Corbina.
Minusów w książce znalazłam niewiele. O powolnym rozwoju akcji, który dla kogoś szukającego typowego s-f może być nużący, już wspomniałam. Historia opowiadana jest z wielu punktów widzenia, przez co początkowo trudno związać się emocjonalnie z bohaterami. Wraz z kolejnymi stronami problem ten jednak zanika i pod koniec książki kibicowałam każdemu z członków załogi Wayfarera, wylewając przy tym hektolitry łez (wraz z wiekiem coraz łatwiej w moim życiu o wzruszenia).
"The Long Way to a Small, Angry Planet" polecam zarówno wielbicielom science fiction, którzy pragną na chwilę odpocząć od galaktycznych potyczek, jak i czytelnikom lubującym się w książkach, o których sile decyduje nie fabuła, lecz postaci bohaterów. Ja zaczęłam książkę trochę zdziwiona, trochę zawiedziona, skończyłam zachwycona, a barwna załoga Wyfarera pozostała ze mną na długo po ukończeniu powieści.
tytuł: The Long Way to a Small, Angry Planet
autor: Becky Chambers
wydawnictwo: Hodder & Stoughton
ilość stron wersji papierowej: 432
ocena: ★★★★☆
Ta konstrukcja z rozdziałami poświęconymi różnym osobom troszkę kojarzy mi się z Hyperionem - jedną z niewielu książek SF, które naprawdę lubię, więc z marszu czuję się zaintrygowana. Uwielbiam książki z dobrze nakreślonymi bohaterami. Może to będzie kolejna powieść SF która trafi na listę tych docenionych przeze mnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina z Gry w Bibliotece
"Hyperion" ❤️❤️❤️ Właściwie tylko pod tym względem są książki podobne, bo jednak "Hyperion" to s-f pełną gębą, wzór niemal tego gatunku, a recenzowana przeze mnie pozycja jest bardzo nietypowa, ale bohaterowie są dobrze nakreśleni, a przede wszystkim dający się polubić, a to niezwykle ważne :)
UsuńNawet nie kojarzę tej książki, ale muszę przyznać, że bardzo lubię poczytać o czymś, czego w innych miejscach w sieci nie ma za wiele. To poszerza książkowe horyzonty.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że akcja jest dość powolna, czuję, że mogłoby mi to wadzić, choć z drugiej strony uwielbiam gdy książka skłania do przemyśleń, to jest dla mnie jedną z kluczowych kwestii. Jeśli dzięki wolniejszej akcji mamy moment żeby przystanąć i się zastanowić, to dla takiej pozycji faktycznie może być plus.
Rozdziały poświęcone różnym członkom załogi wydają się być tu mega ciekawym rozwiązaniem :)
Świetna recenzja, być może, jeśli kiedyś wpadnie mi gdzieś w oczy ta książka to na nią zerknę :D
Pozdrawiam :))
No właśnie na polskich blogach czy youtubie nie widziałam jej wspomnianej ani razu, a szkoda. Chociaż zaznaczam, że nie wiem, jak prezentuje się w wersji polskiej i jak dobre jest tłumaczenie. W każdym bądź razie akcja jest powolna w stosunku do typowego s-f, ale i tak parę razy siedziałam przegryzając palce z nerwów, więc źle nie może być ;)
UsuńPolecam i ciekawa jestem opinii :)
Sci-fi to w ogóle nie mój kosmos, ale mój lubi z wielką chęcią czyta takie powieści :) Mam nadzieje, że będzie Polskie wydanie w tym półroczu, aby móc sprawić prezent na Mikołajki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
mowmikate
Okazuje się, że polskie wydanie pojawi się w księgarniach już jutro, nic tylko kupować :)
Usuń