sobota, 30 września 2017

Najsympatyczniejszy komisarz Włoch - Donna Leon "Śmierć na obczyźnie"

   Był okres w moim życiu, gdy zaczytywałam się we wszystkich możliwych kryminałach, które wpadły w moje ręce. Niektóre z nich były gorsze, inne lepsze, ale zazwyczaj łączyła je postać głównego policjanta-detektywa, mającego nosa do odkrywania tego, czego nie dostrzegają inni. Większość tych panów łączyło jeszcze parę innych cech - wszyscy byli po przejściach, które spowodowały ich zgorzknienie i brak wiary w ludzi, wielu z nich zresztą z natury było osobami niezbyt sympatycznymi, a ich życie osobiste zazwyczaj balansowało na linii upadku lub wręcz dawno już legło w gruzach. Obraz policjanta wyłaniający się z wielu współczesnych kryminałów jest więc dosyć smutny i pesymistyczny. Tak się do takiego typu głównego bohatera przyzwyczaiłam, że książka Donny Leon zaskoczyła mnie pod tym względem niezwykle pozytywnie. Ale po kolei.

   Akcja "Śmierci na obczyźnie" rozgrywa się w ostatnim dwudziestoleciu dwudziestego wieku w Wenecji, mieście znanym z tysięcy kanałów, tworzących urokliwe wodne uliczki, Bazyliki św. Marka i szalonego, kolorowego karnawału. Pewnego ranka w jednym z kanałów znalezione zostaje ciało młodego mężczyzny, jak się okazuje później amerykańskiego żołnierza. Sprawa trafia w ręce komisarza Brunettiego, który powoli odkrywa, że forsowana przez zwierzchników teoria o napadzie rabunkowym nie trzyma się kupy i jest tylko zasłoną dla czegoś o wiele poważniejszego, w co zamieszana jest zarówno włoska mafia, jak i armia Stanów Zjednoczonych.

   Książka Donny Leon traktowana jest jako kryminał, ale ja uważam ją raczej za powieść obyczajową z kryminalnym twistem. Nie ma tu szybkich pościgów (być może spowodowane jest to umieszczeniem akcji w mieście, w którym dróg jest jak na lekarstwo), efektownych strzelanin czy mrożących krew w żyłach opisów zwłok. Akcja rozwija się powoli, stopniowo, fakty wychodzą na światło dzienne jakoś tak naturalnie i bez pośpiechu. Poznajemy za to samą Wenecję, która jawi się nam jako miasto niewielkie, w którym każdy zna każdego i wielkie tajemnice są czymś niespotykanym i niecodziennym, choć oczywiście istnieją, jak przekonujemy się z każdym kolejnym rozdziałem.

   No i wreszcie dochodzimy do postaci głównego bohatera. Komisarz Brunetti jest zwykłym mężczyzną, bynajmniej nie supermanem. Rzadko nosi ze sobą broń, często spotkać go za to można, gdy popija z podwładnymi kawę. Ma cudowną, ciepłą żonę i dwójkę udanych dzieci (starszy syn sprawia trochę kłopotów, jak to nastolatek, młodsza córka jest molem książkowym, co odziedziczyła po matce, która wykłada literaturę na uniwersytecie). Sam również jest ciepłym, dobrym człowiekiem. Oczekiwaliście mrukliwego, niesympatycznego super komisarza z mroczą przeszłością? Brunetti was pozytywnie rozczaruje. Po raz pierwszy spotkałam się z policjantem, który oficjalnie chwali swoich podwładnych, docenia ich wysiłek włożony w rozwiązanie sprawy, pisze pochwalne notki w akta, a gdy rozmawia z innymi, zawsze stara się odczytać ich uczucia i pokierować rozmowę tak, by nie powodowała negatywnych reakcji. Zachwyciło mnie to, że nawet w trakcie rozwiązywania sprawy potrafi szukać piękna w swoim ukochanym mieście, a gdy praca wyrywa go z domu na dłużej, stara się to rodzinie wynagrodzić. Oczywiście nie wszystko jest różowe i radosne, bo nie istnieje człowiek, którego życie jest całkowicie pozbawione problemów, ale komisarz Brunetti podchodzi do przeciwności losu z optymizmem. Jego rozmowy z żoną to prawdziwe perełki, sympatyczne, zabawne i tak rodzinnie ciepłe.

   Dla kogo jest ta książka? Dla tych wszystkich, którym nie zależy na szybkiej akcji i wolą zanurzyć się w jej tło obyczajowe, a rozwój wydarzeń śledzić oczyma najsympatyczniejszego policjanta, jakiego można znaleźć w świecie kryminałów. Ja daję "Śmierci na obczyźnie" trzy i pół, a nie cztery gwiazdki tylko ze względu na to, że rodzice zapewniają mnie, że to najsłabsza część w cyklu, a także ze względu na bardzo powolne tempo rozwoju wydarzeń. Z pewnością jednak po kolejne przygody komisarza Brunettiego sięgnę z przyjemnością.


tytuł: Śmierć na obczyźnie
autor: Donna Leon
wydawnictwo: Noir Sur Blanc
ilość stron: 312


ocena: ★★★☆☆ 1/2



6 komentarzy:

  1. Myślę, że ta pozycja nie jest dla mnie. Jednak odpuszczę ją sobie.
    Pozdrawiam.
    www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, ale z drugiej strony nie ma się co zmuszać do nie swojego rodzaju literatury:)

      Usuń
  2. Ale mnie zainteresowałaś! :) Kurczę, tylko ta wolna akcja. :( Trochę się obawiam, że bym jej nie podołała :( Ale może się rozejrzę za tą pozycją :)

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
    oliviaczyta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, akcja nie posuwa się do przodu zbyt szybko, ale mnie sympatyczni bohaterowie to wynagradzają. Spróbuj, myślę, że po pierwszych paru rozdziałach będziesz wiedziała, czy to twój typ literatury kryminalnej czy nie:)

      Usuń
  3. Choć zapowiada się ciekawie, to raczej nie książka dla mnie :)

    pozdrawiam,
    https://sunreads.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś spróbujesz, gdy będziesz miała ochotę na coś powolnego, ale ciekawego:)

      Usuń