Na szczęście Kelsea, główna bohaterka książki autorstwa Eriki Johansen, nie posiada w moim odczuciu żadnej z wymienionych cech. Uff. Ale zacznijmy od początku.
Kelsea poznajemy jako młodą, dziewiętnastoletnią kobietę, wychowankę Carlin i Barty'ego, która całe dzieciństwo spędziła w chatce w lesie, za towarzystwo mając tylko dwójkę opiekunów. Niestety, musi opuścić bezpieczne domostwo i udać się w drogę do stolicy królestwa Tearlingu, gdzie koronowana ma być na królową. Jeśli oczywiście tego momentu dożyje. W niebezpiecznej podróży towarzyszą jej Strażnicy Królowej pod przywództwem doświadczonego w bojach Lazarusa, zwanego Buławą, którzy także w dalszych rozdziałach książki będą służyć dziewczynie radą, pomocą i umiejętnościami bitewnymi. Te ostatnie pozwolą bohaterce pozostać przy życiu, co nie jest łatwe, gdy czyhają na nią liczne niebezpieczeństwa w postaci wuja Regenta, skorumpowanych urzędników, a przede wszystkim okrutnej Szkarłatnej Królowej, władczyni królestwa Mortmesne.
Kelsea ma wiele cech, za które można ją polubić. Jest inteligentna, co pozwala uniknąć jej wielu błędów mimo niedoświadczenia i swego rodzaju naiwności (w końcu wychowywała się w odosobnieniu i całą wiedzę o świecie czerpała z nauk Carlin). Jako dziewczyna niezbyt ładna (Duch, którego poznaje w trakcie drogi do stolicy daje jej to dobitnie odczuć) i odrobinę za bardzo przepadająca za jedzeniem (nauczyciel szermierki nie owija w bawełnę, gdy stwierdza, że łatwiej i szybciej by się poruszała, gdyby zrzuciła parę kilo), wyłamuje się ze stereotypu, w którym członkini królewskiego rodu musi być piękna, a przynajmniej szczupła. Gdy czegoś nie wie, nie ma oporów przed pytaniem i słuchaniem rad jej udzielonych. W którejś z przeczytanych recenzji autor/ka stwierdził, że Kelsea nie ma wad i przez to utrudnia czytelnikowi identyfikowanie się z nią. Naprawdę? Nie ma wad? Jak dla mnie to wierutna bzdura. Pomijając jej naiwność, która prowadzi ją niejednokrotnie do dziwnych reakcji i sporych zawstydzeń, a także kompleksy dotyczące wyglądu, z którymi na szczęście sobie nieźle radzi, Kelsea ma w sobie wiele gniewu, nienawiści i głęboko ukrytych pokładów agresji. Zdaje sobie z tego sprawę, ale równocześnie nie zawsze potrafi te uczucia kontrolować. Obraz idealnej bohaterki? Nie sądzę.
Co jednak urzekło mnie w niej najbardziej, to jej miłość do książek. Erika Johanson zrobiła coś, za co należy jej się ogromna pochwała - nie użyła tego motywu jako pojedynczego chwytu mającego służyć przeciągnięciu nas, czytelników, na stronę Kelsea. Książki pojawiają się we wspomnieniach dziewczyny, w jej marzeniach dotyczących spokojnego, szczęśliwego królestwa, to dzięki czytelniczej pasji przekonuje do siebie osobę, która z pewnością odegra jeszcze poważną rolę w dalszych tomach serii. Reakcja Kelsea na puste półki biblioteczki w komnatach jej zmarłej matki łamie serce, a wizja królestwa, w którym będą istnieć biblioteki, księgarnie, a społeczeństwo będzie wykształcone i zaczytane sprawia, że nie sposób jej nie kibicować.
"Nawet książka może być niebezpieczna w niepowołanych rękach, a gdy się tak dzieje, wina spada na tego, kto ją trzyma, ale książkę należy wówczas przeczytać."
Kolejną postacią, którą polubiłam, jest Lazarus, od broni przez niego noszonej zwany Buławą. O tym potężnych wojowniku, który wraz z rozwojem akcji staje się prawą ręką i najbliższym doradcą młodej królowej, wiemy niewiele więcej oprócz tego, że służył matce Kelsea i znany jest w świecie ze swoich umiejętności w walce. Lubię go za jego spore (o dziwo) poczucie humoru, doświadczenie i umiejętność poruszania się w świecie zdrajców, kłamców i ogólnej korupcji, jaka panuje na dworze Tearlingu, a jego interakcje z główną bohaterką są momentami zabawne, kiedy indziej chwytają za serce, ale nie można wątpić w przyjaźń, jaka tą dwójkę połączyła.
Przez karty książki przewijają się również inne postaci, a każda z nich ma spory potencjał do rozwoju w dalszych tomach. O dziwo jedyną osobą, która nie przekonała mnie do siebie tak, jak w założeniu autorki pewnie powinna, jest Duch. Z pewnością gra on ogromną, zakulisową rolę w historii Tearlingu, ale w pierwszym tomie jest go zbyt mało i brakuje informacji na jego temat, na dodatek staje się obiektem zadurzenia Kelsea (która na szczęście całkiem nieźle sobie radzi z tym młodzieńczym uczuciem). Z drugiej strony nie mogę się doczekać, by dowiedzieć się o nim więcej, więc może i spełnił swoją rolę?
Nie mogę również nie wspomnieć o fascynującej Szkarłatnej Królowej, która jawi się nam jako okrutna, pozbawiona uczuć, sadystyczna władczyni (potrafiąca wysłać niewolnika na tortury tylko dlatego, że chrapał), przez co budzi w czytelniku natychmiastową niechęć/nienawiść. Skomplikowana postać, o której potędze i jej źródle dowiadujemy się więcej pod koniec tomu.
"Historia jest wszystkim. Przyszłość była jedynie zagładą przeszłości, czekającej tylko, by wydarzyć się na nowo."
Fabuła "The Queen of the Tearling" jest dobrze skonstruowana i choć wytrawnego zjadacza fantastyki być może specjalnie nie zaskoczy, trzyma w napięciu do ostatniej strony (scenę koronacji przeżywałam niemal równie mocno, jak Krwawe Gody w "Nawałnicy mieczy" Martina). W ciekawy sposób przedstawia kulisy działania królestwa, intrygi i korupcję dworu i arystokratów, ich zupełne oderwanie od problemów zwykłego mieszkańca Tearlingu. Kelsea stawić musi czoło wstrętnemu wujowi, który pod jej nieobecność pełnił funkcję Regenta, zdradzieckiemu Arlenowi Thorlenowi, Kościołowi i nasyłanym na nią zabójcom, równocześnie poznając i ucząc się zasad rządzących królestwem, a później również wojną.
Dla zastanawiających się, czy warto sięgnąć po książkę Eriki Johanson, największą rekomendacją niech będzie fakt, że jak zaczęłam ją czytać, tak nie mogłam odłożyć, przez co zarwałam noc (skończyłam czytać o piątej rano) i jedenastogodzinny lot do Polski przepracowałam jako zombie, a w poniedziałek idę do Empiku i kupuję całą trylogię, pal licho wrześniowy zakaz zakupów książkowych!
tytuł: The Queen of the Tearling
autor: Erika Johansen
wydawnictwo: Harper
ilość stron wersji papierowej: 464
ocena: ★★★★☆
Czytałam zarówno pierwszy, jak i drugi tom i bardzo mi się podobało:) Na półce czeka na mnie trzeci i mam nadzieję, że utrzyma poziom pozostałych ;)
OdpowiedzUsuńRead With Passion
Przeczytałam Twoje recenzje obu części i okazuje się, że mamy całkiem podobne odczucia. Zobaczymy, co będzie po zakończeniu całej trylogii^_^
UsuńBrzmi to bardzo ciekawie. Nie czytałam tej serii, ale świetnie, że książki nie są tylko pojedynczym chwytem, jakimś jednostkowym motywem, który w ogóle jest nadeksponowany i jako jedyny definiuje naszą postać. Super, że jest też pokazane dlaczego tak.
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja naprawdę zachęca, choć nie jestem pewna, czy sięgnę po tę pozycję, może jak mi gdzieś wpadnie w ręce :D
Pozdrawiam serdecznie!
Cass z Cozy Universe
To właśnie urzekło mnie w tej książce i w postaci głównej bohaterki - książki to nie chwyt "reklamowy", bijący po oczach wielobarwnymi literami, za którym tak naprawdę nic się nie kryje. Kelsea jest wielbicielką książek i rzeczywiście mówi o nich i myśli równie często, jak każdy z nas, a przy tym jej plany rozwoju czytelnictwa to coś, czemu nie można nie kibicować.
UsuńJeśli kiedyś jednak po "Królową Tearlingu" sięgniesz, daj znać:)