niedziela, 6 sierpnia 2017

Niby pypcie, a jak przyjemne - Michał Rusinek "Pypcie na języku"

   Jeśli chodzi o takie pypcie, to ja nie mam nic przeciwko większej ich ilości!

   Michała Rusinka poznałam, można by rzecz, osobiście, podczas wykładów z językoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim, na które uczęszczałam lata temu. Pamiętam z nich zarówno samego pana Michała (nie zaprzeczę, patrzyło się na tego wykładowcę niezwykle przyjemnie), jak i przezabawne anegdoty językowe, którymi co wykład zwykł nas raczyć (cóż za dziwne słowo, gdy się je zapisze!).

   Gdy zatem znalazłam na jednej ze stron internetowych księgarni zbiór króciutkich felietonów pana Rusinka (na dodatek przeceniony o 25%) wiedziałam, że muszę go zdobyć, chociażby ze względów sentymentalnych. Oczekiwania były wysokie, ale nie zawiodłam się.

   "Pypcie na języku" to zbiór uroczych, zabawnych, a zarazem pełnych ciekawych spostrzeżeń (nie tylko językowych) anegdot z życia tak autora, jak i każdego z nas. Rusinek swoim sokolim, językoznawczym okiem dostrzega każdego potworka językowego, nie umyka mu żaden zabawny dialog, slogan reklamowy czy twór tzw. korpomowy (swoją drogą okropne słowo).

   Do mnie przemówiły przede wszystkim felietony dotyczące kalek językowych, których sama nie potrafię uniknąć w mowie, ale które przyprawiają mnie o siwe włosy w piśmie, oraz rezygnacji z polskich słów na rzecz obcych, ale zajmujących mniej miejsca (tego nie znoszę chyba jeszcze bardziej niż kalek).

   Popłakałam się natomiast ze śmiechu przy felietonie poświęconemu komentatorom koncertów chopinowskich. Jako teoretycznej teoretyczce muzyki (teoretycznej, bo choć Akademię Muzyczną ukończyłam, nigdy tej wiedzy zawodowo wykorzystać nie miałam okazji) przypomniały mi się wypociny, które w pocie czoła tworzyłam na kolanie przed zajęciami z krytyki muzycznej. Ileż tam było "rozbuchanej ekspresji", "porywających przebiegów szesnastkowych" i innych im podobnych dziwów.

   Parę słów należy również poświęcić oprawie graficznej książki. Twarda okładka z błyszczącymi literami i zabawnym portretem autora oraz (zakładam, że) jego kota skrywa proste, a przy tym niezwykle ujmujące wnętrze - żółte kartki z tytułami rozdziałów i urocze grafiki Jacka Gawłowskiego. Tak niewiele potrzeba, by książkę brać do ręki z przyjemnością wynikającą nie tylko z jej treści.

   "Pypcie..." powinien przeczytać każdy, kto kocha język polski i zainteresowany jest zmianami, jakie cały czas w nim zachodzą.



autor: Michał Rusinek
tytuł: Pypcie na języku
wydawnictwo: Agora SA
ilość stron: 208


ocena: ★★★★☆ 1/2

3 komentarze:

  1. Pypcie brzmią jak świetna zabawa. Sama zaliczam się do grona korpoludzi w skandynawskiej firmie, mieszczącej się w Czechach to jakim czasem posługujemy się językiem to istna komedia ;) Z wielką przyjemnością przeczytam Pypcie i poznam spostrzeżenia Pana Rusinka :)
    Book Beast Blog

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W świecie lotniczym również język ulega tak przedziwnym przekształceniom, że nie sposób powstrzymać śmiechu, gdy w książce takie zjawiska się pojawiają:) Życzę miłego czytania!

      Usuń
  2. Muszę kupić tę książkę! Zapowiada się soczyście i przezabawnie!

    OdpowiedzUsuń