Książki o tych kochanych stworkach towarzyszą mi od najmłodszych lat, do Doliny Muminków po raz pierwszy zawitałam już w zerówce (istnieje jeszcze taka instytucja? bo zupełnie nie jestem na bieżąco z polskim systemem oświaty) i od tego czasu przeczytałam większość wydanych tomików przygód Muminka, jego rodziny i przyjaciół. Za co pokochałam te książki? Za sympatycznych bohaterów, ich niesamowite przygody, a także, a może przede wszystkim za atmosferę. Za każdym razem, kiedy sięgam po opowieści Tove Jansson, słyszę szum wiatru w drzewach, czuję jego ciepłe powiewy na skórze, a w około unosi się zapach mokrej ziemi, mchu i drzew iglastych. Skandynawia, oto co czuję, zanurzając się w Dolinę Muminków (na pewno nie bez znaczenia jest to, że autorka pochodzi z Finlandii). Moja ulubiona część - "Dolina Muminków w listopadzie" - pełna jest nostalgii, tęsknoty i właśnie tej niezwykłej atmosfery.
Dzisiejszy wpis nie dotyczy jednak książek per se, lecz, jak sam tytuł posta wskazuje, Muminków (i wszystkiego, co z nimi jest związane) w Japonii. Wielu z nas oglądało przecież japoński serial animowany "Muminki", który swego czasu gościł na antenie telewizji polskiej w ramach tzw. dobranocek.
Muminki się cieszą radością i życiem, Muminki...
I tym, że im chmurki bieleją o świcie, Muminki...
Ach, te wspomnienia, do dziś pamiętam piosenki towarzyszące każdemu odcinkowi...
Myślę, że nie przesadzę, jeśli powiem, że po Finlandii jest Japonia drugim królestwem hipopotamopodobnych stworków. Na Muminki można natknąć się wszędzie, w księgarniach, sklepach papierniczych, kawiarniach, sklepach z zabawkami i pamiątkami, a nawet w sklepach odzieżowych. Japończycy z właściwą sobie determinacją postanowili ze świata Tove Jansson stworzyć imperium gadżetowe, a biorąc pod uwagę, jaką mają przy tym wprawę i wyobraźnię, dziwić nie powinno, że im się udało. Czy to źle? A skąd! Dla kogoś takiego jak ja, kto uwielbia kupować rzeczy związane z ulubionymi książkami (i filmami, i serialami, i komiksami, i łatwo się domyślić, jak to się kończy dla mojego portfela) Japonia to prawdziwy raj, z którego za każdym razem przywożę muminkowy upominek.
Tak było i tym razem. Nie był to najbardziej udany mój pobyt w kraju samurajów, ze względu na pogodę (nie znoszę, po prostu nienawidzę gorąca i duchoty, a to niestety japońskie lato w dwóch słowach) i stan zdrowia. Dlatego w ramach poprawy humoru wstąpiłam do One's Terrace, który to sklep jest swego rodzaju butikem rzeczy niepotrzebnych, ale jakże ślicznych, i nabyłam olejek aromatyczny, którego forma ujęła mnie swoim urokiem.
Nie dość, że buteleczka z Muminkiem, to dla ozdoby wyrzeźbiono w drewnie wspomnianego bohatera w towarzystwie Hatifnata (tu autorka rozpływa się z zachwytu, gdyż ,zaraz po Buce i Włóczykiju, Hatifnaty to jej ulubione stworki), a wszystko zapakowano w domek Muminka!
Oczywiście przez ostatnie miesiące takich "no bo nie mogłam się powstrzymać!" chwil miałam więcej.
Jako namiętna pijaczka herbaty (piosenka Starszym Panów o tym napoju jest moim osobistym hymnem) nadal nie posiadam muminkowego kubeczka, ale za to podstawka pod rzeczony kubek już jest w moim posiadaniu i nie ma dnia, żebym z niej nie korzystała.
Jak już wspomniałam, moją ulubioną postacią z opowieści Tove Jansson jest Buka, przerażający, a równocześnie niezwykle smutny stwór, który przynosi ze sobą mróz i lód. Nie wiem, może to dlatego, że kocham zimę? A może po prostu wzrusza mnie smutek, którym otulona jest Buka? W każdym razie towarzyszy ona mi za każdym razem, gdy wychodzę z domu.
Nie mogło zabraknąć w moim posiadaniu muminkowego notesu. Nie, żebym do teraz bardzo często z niego korzystała, ale od kiedy zaczęłam prowadzić tego bloga służy mi do zapisywania książek, które kupiłam/przeczytała/zrecenzowałam. Nie dość, że okładka zamieszkana przez całe multum postaci, to jeszcze kolejne strony notesu układają się w opowieść o ich przygodach.
Na zakończenie zostały mi jeszcze zakupy ubraniowe, czyli koszulki z muminkowymi motywami. Prym tutaj wiedzie firma Uniqlo, która co sezon wypuszcza nowe T-shirty z bohaterami opowieści Tove Jansson. Tu akurat staram się ograniczać, bo w moim wynajmowanym z przyjaciółką mieszkaniu nie ma po prostu miejsca na zbyt dużą ilość ciuchów, ale i tak trzy koszulki kupiłam i zgadnijcie, którą z nich lubię najbardziej?
Wyglądają jak psu z gardła wyjęte, za co przepraszam, ale nie chciało mi się ich do zdjęcia prasować ^^
Tu miał się ten muminkowy wpis skończyć, ale współlokatorka zajrzała mi przez ramię i jako wielbicielka Muminków łaskawie udzieliła mi pozwolenia na opublikowanie zdjęcia jej kubka, który wspaniale się w ten post wpisuje.
Tym oto akcentem kończę opowieści o muminkowych skarbach zdobytych w kraju na dalekim Wschodzie. Nie jest to wpis stricte książkowy, ale chciałam w jakiś sposób uczcić cykl, który towarzyszy młodym czytelnikom od prawie wieku.
Ja Muminki poznałam dopiero niedawno (a dobijam 30, więc jestem już chyba poza typową grupą docelową tej serii). Podczytuję sobie kolejne części i doskonale się bawię. Świetne rzeczy udało Ci się wyhaczyć w tym temacie :)
OdpowiedzUsuńŚwietne, klimatyczne zdjęcia :)
Pozdrawiam i poobserwuję,
Ewelina z Gry w Bibliotece
Jakie boskie combo! Japonia i Muminki! Kocham Muminki od dziecka. Kiedyś wydawało mi się, że wszystko w nich jest słodkie i urocze. Ale ta książka rośnie z czytelnikiem i ponowne odczytanie w dorosłym życiu przyniosło mi zupełnie inne wrażenia czytelnicze. Bo jest to też głęboko sentymentalna książka o samotności i lęku. Do tego pisana w czasie II wojny światowej, co niewątpliwie miało ogromny wpływ na całe muminkowe uniwersum...Moja córka dostała kiedyś pod choinkę statek Muminków, z figurkami Włóczykija, Muminków i Ryjka. Ale najlepiej statkiem bawiłam się ja :) Och jak Ci zazdroszę tego japońskiego moominshoppingu!
OdpowiedzUsuńCzy nie często jest tak, że to, co kochaliśmy jako dzieci, również w dorosłości przynosi nam ogrom radości? Muminki podbijają serca i tak jak piszesz, samotność i lęk idą w nich w parze z radością i przyjaźnią. A moominshoping jest i będzie jeszcze nie raz;)
Usuń