piątek, 23 marca 2018

Nekromantą być - Anna Lange "Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu"

   Zanim przejdę do recenzji, musicie coś o mnie wiedzieć. Przez większą część mojego dorosłego życia byłam ogromną wielbicielką twórczości fanowskiej we wszelkich jej przejawach, od fanartów począwszy, a na fanfikach skończywszy. Zwłaszcza te ostatnie potrafiły całkowicie mną zawładnąć i to w takim stopniu, że przez parę lat trwał u mnie całkowity marazm książkowy, za to nie ogarnę, ile setek tysięcy słów przeczytałam w opowiadaniach umieszczonych w ukochanych światach książkowych, filmowych czy komiksowych.

   Po co ten, wydawałoby się zupełnie nie na temat, wstęp? Książka, o której zaraz napiszę, przypomniała mi ten fanfikowy okres, i to w najlepszym tego słowa znaczeniu.

   "Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu" Anny Lange to opowieść o alternatywnej wersji dziewiętnastowiecznej Europy, w której większość wydarzeń pokrywa się z naszą rzeczywistością (mamy tu na przykład wspomnienia wojen napoleońskich) z jednym małym dodatkiem - magią. Clovis LaFay, młody arystkokrata i główny bohater historii włada magią nekromancką, najtrudniejszą i przez wielu traktowaną podejrzliwie. Pewnego dnia natyka się na dawnego znajomego ze szkoły - Johna Dobsona, który pełni funkcję nadinspektora policji w wydziale do spraw związanych z magią, i razem z nim oraz jego siostrą Alicją zaplątany zostaje w sprawę kryminalną dotyczącą zniknięcia młodej irlandzkiej dziewczyny. Na domiar złego Clovis jest niemal pewien, że w sprawę zamieszana jest jego (raczej przez niego nie lubiana) rodzina, a wszystko komplikują uczucia, które wzbudza w nim Alicja.

   Po pierwsze: Anna Lange w świetny sposób oddała charakter dziewiętnastowiecznego społeczeństwa londyńskiego, z jego różnicami klasowymi i zmianami w nim zachodzącymi, związanymi z postępem nauki. Nie wiem, na ile Londyn Clovisa przypomina nasz z tamtego okresu, ale mnie osobiście proza pani Lange przeniosła w świat tiurniur, dorożek, lokajów i pokojówek. Co ważniejsze, magia jest jego nierozerwalną częścią, czymś zupełnie naturalnym i normalnym, i ani razu nie czułam, że jest na siłę doczepiona i wytrąca mnie z wykreowanego przez pisarkę świata. 

   Po drugie i najważniejsze: Clovis. Pamiętacie, jak wspomniałam o fanfikowości tej książki? Clovis jest jest jej głównym powodem. Czytając o nim jak żywo przed oczami miałam bohatera dowolnego opowiadania fanowskiego (zaznaczam, dobrze napisanego!), albo wręcz postaci z anime. Od razu mówię, to nie jest zarzut! Wręcz przeciwnie, Clovis wzbudzał we mnie uczucia elmirkowe, gdybym miała go pod ręką, już dawno bym go zaściskała i zapieściła na śmierć. Inteligentny, spokojny, a mimo to pakujący się w ciągłe kłopoty, to właśnie ten młody nekromanta sprawił, że przeczytałam książkę za jednym posiedzeniem. Zresztą jego towarzysze, John i Alicja to również postaci dobrze napisane, z barwnymi osobowościami i ciekawymi historiami w tle.

   O, już wiem, jaką serię mangową ta trójka mi przypomniała! "D.Gray-man"!!! Dziewiętnastowieczny Londyn, moda tamtych czasów, magia, a i Clovis pod wieloma względami kojarzy mi się z Allenem. Dla tych, którzy obie te pozycje znają, powiedzcie mi, że nie tylko ja mam takie skojarzenia.

   Sama fabuła nie jest może czymś bardzo odkrywczym i wyjątkowym, zresztą mam wrażenie, że dla autorki ważniejsi byli bohaterowie, zarówno ci dobrzy, jak i źli (Horatio dołącza do gromady największych książkowych gnid, a jego tatuś nie jest daleko w tyle). Opowieść o magicznych aktach Scotland Yardu czyta się jednak przyjemnie, szybko i z dużą dozą fangirlowskiego piszczenia na okrasę (być może to ostatnie to tylko ja).

   Mam nadzieję, że pani Lange jeszcze powróci do świata nekromantów, kinemantów i piromantów, bo szkoda zmarnować tak sympatycznych bohaterów i ciekawy świat. A na razie kończę tę recenzję i chyba sobie do jakiegoś fanfika sięgnę.


tytuł: Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu
autor: Anna Lange
wydawnictwo: Sine Qua Non
liczba stron: 448



ocena: ★★★★☆

8 komentarzy:

  1. Ciągle przekładam czytanie tej książki. Pamiętam jak strasznie "napaliłam" się na nią na samym początku, a potem zawsze było coś pilniejszego. Może w końcu po nią sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na nadchodzącą (i jakoś nie umiejącą nadejść) wiosnę będzie jak znalazł! :)

      Usuń
  2. Ja też już kilka razy myślałam o jej przeczytaniu, ale spadała z listy priorytetów, a z tej recenzji wynika, że może być całkiem sympatyczną lekturą. Może wpiszę na wakacyjną listę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekka i przyjemna, z sympatycznymi bohaterami i akurat odpowiednią dawką humoru - na lato jak najbardziej:)

      Usuń
  3. Ja! Ja znam obie pozycje! I w sumie jak tak piszesz to masz rację, tylko bohaterowie nie pasują charakterami. :P Clovis chyba troszku za spokojny na Allena. W sensie Allen czasem pokazywał pazur a Clovis zawsze taki spokojny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście mówiłam o Allenie z pierwszych epizodów i tomików mangi, bo mimo swojego wybuchowego (choć właściwie tylko w stosunku do Kandy;P) charakterku był po prostu takim słodkim, dobrym chłopcem, i tak właśnie kojarzy mi się Clovis:)

      Usuń
    2. Nooo... w sumie racja, jeśli tak na to patrzeć. :) Ja go zapamiętałam głównie z tych ostatnich epizodów anime, gdzie był już bardziej wybuchowy. Kanda swoją drogą, ale miał tam jeszcze jakaś traumę związaną z kartami (o ile dobrze pamiętam... może to o długi chodziło?) i strasznie mi się podobało jaki diabeł wtedy w niego wstępował. xD

      Usuń
    3. Tak, karty i długi, które przez nie sobie jego mistrz porobił, a za które miał płacić Allen... XD

      Usuń