Zanim przejdę do wpisu, chciałabym bardzo serdecznie podziękować Straszliwej Buchling za to, że dzięki swojej recenzji zachęciła mnie do sięgnięcia po tę książkę zupełnie mi nieznaną, o której nic nie słyszałam, nigdzie nie czytałam, a która zachwyciła mnie niezmiernie. Dziękuję!
"Stara Słaboniowa i spiekładuchy" Joanny Łańcuckiej opowiadają dokładnie o tym, o czym mówi tytuł. Stara Słaboniowa to babinka jakich zdawałoby się wiele, mieszkająca na wsi Capówka. Żyje w niewielkiej chatce z kotkiem Mruczkiem i tylko od czasu do czasu odwiedzają ją sąsiadki i sąsiedzi, i tylko od czasu do czasu sama wychodzi z domu. Niektórzy mówią o niej, że wiedźma i czarownica, co przechodząc obok płotu urok rzuca na bydło, bo i do kościoła nie chodzi, i na ziółkach się zna. Stara Słaboniowa wiele sobie z tego gadania ludzkiego nie robi, bo i co w jej wieku mogą jej zrobić. Nie odmawia również pomocy, gdy do drzwi jej chatki pukają w potrzebie a to córka chrzestna, a to milicjant (później policjant) Garsija, a to inne nieszczęsne dusze, które nadnaturalne kłopoty spotykają. Oj, wie Słaboniowa, jak sobie ze zmorą poradzić, a i z diabłem do czynienia nie raz miała, więc co ma nie pomóc. Tym bardziej, że ostatnią jest z tych, którzy żyli w czasach, gdy zabobony, jak o nich się teraz mówi, na co dzień spotykano i nikt im się nie dziwił.
Joanna Łańcucka zdecydowała się na zabieg dosyć ryzykowny, jakim było stworzenie głównej bohaterki w podeszłym mocno wieku. Rzadko zdarza się opowieść właściwie dosyć fantastyczna w swoim wydźwięku, gdzie centralną postacią jest staruszka, która porusza się opierając o laskę, a dzień spędza na oporządzaniu malutkiego gospodarstwa i piciu herbaty. Pani Łańcucka poszła nawet o krok dalej, pisząc wszystkie dialogi w gwarze, jakiej obecnie niemal się nie słyszy, chyba że na takich właśnie zapomnianych trochę przez ludzi wsiach. Dzięki tej gwarze i dzięki prostym, lecz ujmującym za serce opisom polskiej przyrody i życia z dala od wrzawy miasta książka przenosi czytelnika w czasy lekko sentymentalne, pamiętane jak przez mgłę z dzieciństwa, czasy gospodyń ubranych w kraciaste spódnice i kwieciste chusty, i ciepłego mleka prosto od krowy.
Oczywiście mamy tu również świat inny, ukryty, o którym wspomina się czyniąc znak krzyża i odmawiając zdrowaśki. Noce, gdzie na spienionych koniach gnają zmory, gdzie dawne grzechy w gorący letni dzień zostają ukarane, gdzie diabeł przychodzi odebrać to, co mu obiecano. Nie ma spokoju Słaboniowa, a przecież zdrowie już nie to, tylko wzrok nadal dobry. Radzić sobie jednak trzeba, bo jak nie ona, to kto?
"Stara Słaboniowa i spiekładuchy" to z jednej strony książka sięgająca do naszych starych wierzeń słowiańskich, historia duchów i zjaw, które rodziły się najczęściej z ludzkiej głupoty i zawiści, iście fantastyczna opowieść. Z drugiej, i jak mi się wydaje, ważniejszej strony to opowieść o starości i samotności, o życiu w małej, zamkniętej społeczności, gdzie każdy każdego zna i nic się przed nikim nie ukryje, o codziennych radościach i smutkach. A w centrum stoi stara Słaboniowa, łącząc oba te wątki w jedną niezwykłą historię.
Pamiętam, gdy jako mała dziewczynka jeździłam na wieś na wszystkie ferie i wakacje do domu, w którym żyła taka właśnie stara, twarda gospodyni, w niedzielę jeżdżąca do kościoła na rozklekotanym rowerze, a w dzień powszedni wyprowadzająca krowy na pastwisko i oporządzająca gospodarstwo. Nie miała ona raczej tajemnych zdolności Słaboniowej, ale była bogata w wiedzę, jaką dawało życie na wsi, wśród pól i lasów. Czytając tę książkę czułam, że wsiadam w maszynę czasu i wracam w tamte czasy i tamto miejsce. Jeśli i Wy chcielibyście poczuć ten powrót do przeszłości, troszkę może bardziej magicznej, ale i tak znajomej, sięgnijcie po opowieść o starej Słaboniowej. Na pewno się nie zawiedziecie.
tytuł: Stara Słaboniowa i spiekładuchy
autor: Joanna Łańcucka
wydawnictwo: Oficynka
ilość stron: 447
ocena: ★★★★☆ 1/2
Oj, tych starszych bohaterów jednak jest trochę. "O stulatku, który wyskoczył przez okno", czy choćby "Panna Marple" Christie :D Chociaż fakt, takimi postaciami najtrudniej coś konkretnego zdziałać.
OdpowiedzUsuńTrochę tak, ale w książkach fantastycznych? Bardzo niewielu. A szkoda, bo z perspektywy człowieka, który przeżył już właściwie całe życie można opowiedzieć niesamowite historie.
UsuńPanna Marple niedługo u mnie na tapecie:P
Muszę to w końcu kupić i przeczytać, co jakiś czas widzę na blogu recenzję tej książki i ubolewam, że jeszcze tego nie zrobiłam. :) Bardzo mnie ciągnie do Starej Słaboniowej ale ciągle nam nie po drodze, no. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś jednak się Wasze drogi zbiegną, bo Starą Słaboniową warto odwiedzić:)
UsuńOj, pierwsze widzę, pierwsze słyszę, a to przecież całkowicie moje klimaty. :D
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę się z tą książką zaprzyjaźnić. ;)
Zaprzyjaźnij, a potem daj znać, jak się spodobało;)
Usuń