Powiedzmy sobie szczerze, gros światów fantastycznych przedstawionych w najbardziej nam (czyli ludziom tzw. Zachodu) znanych książkach z gatunku fantasy oparty jest na średniowiecznej bądź nieco późniejszej Europie. Mamy więc a'la Wikingów, mamy rycerzy i dwory wzięte żywcem z obrazów malarzy Francuskich, mamy nawet światy pseudosłowiańskie. Ostatnio przeczytany przeze mnie cykl o Złodzieju Królowej dzieje się wyjątkowo w krainach przypominających starożytną Grecję. Fabuła książki, o której będzie mowa w tej recenzji, toczy się natomiast w mieście żywo przypominającym Wenecję, z jej niezliczonymi kanałami i szalonym karnawałem.
"The Lies of Locke Lamora" Scotta Lyncha to kolejna w mojej kolekcji opowieść o złodziejach, choć w przeciwieństwie do wspomnianych wcześniej książek Megan Whalen Turner, gdzie bycie Złodziejem oznaczało między innymi pełnienie konkretnej funkcji na dworze, w historii Locke'a i jego kompani mamy do czynienia ze złodziejami sensu stricte. Locke, wychowanek ulicy, trafia dzięki serii różnych zdarzeń pod skrzydła ojca Chainsa, oszusta co się zowie, który kształci chłopca i jego przyjaciół w "szlachetnym" kunszcie złodziejskim (przy okazji fundując im lekcje historii, pisania i czytania, a nawet gotowania). Po jego śmierci dorosły już Locke staje się jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym, złodziei w całej Camorrze. W pewnym momencie okazuje się, że bycie najlepszym przynieść może nie tylko wielkie bogactwo i sławę, ale także ogromne problemy. Dla Locke'a i jego bandy Niecnych Dżentelmenów takim problemem staje się Szary Król, który dąży do przejęcia władzy nad światem przestępczym Camorry i postanawia wykorzystać w swoich planach Locke'a, z jego zgodą czy bez niej. Jakby tego było mało, okazuje się, że plany Szarego Króla są bardziej skomplikowane, niż się na początku wydawało, a pozostawienie przy życiu Niecnych Dżentelmenów bynajmniej w nich nie figuruje...
Mam problem z oceną opowieści Scotta Lyncha, jego pisarstwo bowiem to dla mnie spora sinusoida plusów i minusów. Bez wątpienia świetnie wyszło mu wykreowanie świata, w którym Niecni Dżentelmeni prowadzą swoją działalność. Opisy Camorry są barwne i szczegółowe i łatwo wyobrazić sobie to miasto, z jego licznymi kanałami, dzielnicami zróżnicowanymi ze względu na pochodzenie i profesję ich mieszkańców, ogromnymi wieżami szlachetnych Rodów i tajemniczymi pozostałościami struktur stworzonych przez rasę istot znanych już tylko z legend. Ciekawie przedstawiona jest religia, z jej dwunastoma (a raczej trzynastoma, jeśli zapytacie złodziejską brać) bogami, podobnie jak mafijna struktura podziemia, z Capą Barsavi na czele. Fabuła również wciąga (gdy już przebrnie się przez pierwsze dwieście czy trzysta stron), a tytułowe kłamstwa Locke'a to niekończące się pasmo pomysłów, które nachodzą naszego bohatera znikąd, prowadząc do rezultatów nie zawsze ich pomysłodawcę zadowalających. Wspomnieć również muszę o dialogach, które Lynchowi wychodzą świetnie; przekomarzanie się Locke'a z resztą załogi nie raz i nie dwa prowokowały mnie do uśmieszków pod nosem, a nawet wybuchów śmiechu.
Problem leży natomiast w dwóch bardzo dla mnie ważnych punktach: w kreacji postaci i tempie, w jakim rozwija się fabuła. Niecnych Dżentelmenów poznajemy dwutorowo, w czasie rzeczywistym i poprzez interludia opisujące ich młodość. Wydawałoby się, że dzięki temu będą oni postaciami wyraźnie nakreślonymi i zapadającymi w pamięć czytelnika. Niestety tak nie jest. Przez dwie trzecie książki nie potrafiłam polubić ani Locke'a, ani jego przyjaciół, nie zależało mi specjalnie na ich losie i powodzeniu ich planów. Jakiego by tu użyć porównania... Byli trochę jak ładne lalki, ubrane w dobrze uszyte ciuszki, z misternymi fryzurami na głowie, za to zupełnie puste w środku. Pod sam koniec opowieści w końcu stają się kimś więcej niż narysowanymi grubą kreską wzorcowymi przykładami złodziejaszków, ale to trochę za późno na zagrzanie miejsca w moim sercu. Także tempo rozwoju fabuły jest nierówne, raz ciągnące się jak roztopiony cukierek toffi, raz śmigające niczym samolot odrzutowy. Do połowy książki akcja ciągnęła mi się niemiłosiernie i zmieniło się to dopiero w momencie, w którym plan Szarego Króla wchodzi w zdecydowanie dla Locke'a nieprzyjemną fazę. Od tej chwili obgryzałam z nerwów paznokcie, nie przeczę, udało się Lynchowi zrehabilitować się nieco za początkową nudę. Szkoda tylko, że tak późno.
"The Lies of Locke Lamora" to książka dobra językowo i fabularnie, choć ze sporymi mankamentami w postaci dosyć płaskich bohaterów i niezbyt szybkiego początku. Szukających ambitniejszej odmiany fantastyki może ona zawieść, spodoba się natomiast na pewno tym, którzy lubią złodziejskie intrygi i szybki, emocjonujący finał. Ja po kolejne części sięgnę z pewnością, z nadzieją, że Niecni Dżentelmeni rozwiną się jako postaci, a Scott Lynch wyrówna tempo prowadzenia akcji.
tytuł: The Lies of Locke Lamora
autor: Scott Lynch
cykl: Gentelman Bastards
wydawnictwo: Spectra
ilość stron: 752
ocena: ★★★☆☆ 1/2
Mnie fantasy zaczęło strasznie nużyć właśnie przez światy przedstawione, wszędzie to samo :| Poza tym nie przepadam za bardzo za motywem fantasy łotrzyków, zwłaszcza kobiet, bo zwykle autorzy zbytnio idealizują postacie no i tak średnio to wypada. Raczej nie przeczytam, może gdyby miała 1 część.. ale bardzo ciekawy tekst :)
OdpowiedzUsuńJa należę do tych osób, które fazę na fantastykę mają ciągle, choć nie na wszystkich autorów. Tutaj łotrzykowie są zabawni i fabuła ciekawa, tylko trochę nie w moim stylu. Ale zaczęłam czytać drugi tom i jest lepiej:)
UsuńMam Kłamstwa na czytniku i co zabieram się za tę książkę, to trafiam na jakąś recenzję, która mnie zniechęca :) Również w tym przypadku tak jest - no, nie ukrywam, że minusy, o których piszesz, są dla mnie raczej poważne, strasznie nie lubię tego typu bohaterów i nierównej narracji w książkach. Wygląda na to, że Locke jeszcze sobie poczeka :)
OdpowiedzUsuńNie zniechęcaj się aż tak, bo nie jest źle, tylko akurat tak jakoś się złożyło, że nie przypasowali mi bohaterowie na tyle, na ile się spodziewałam, że przypasują. Może a nuż okażą się Twoimi ulubieńcami:)
UsuńUwielbiam serię Lyncha <3
OdpowiedzUsuńWiem, że właśnie wolne tempo wielu osobom, tak jak i tobie przeszkadzało, ale mi bardzo przypasowało, i zaczęło tak odrobinę nużyć dopiero przy trzeciej części(przez nadmiar retrospekcji).
Co do bohaterów, to jakoś nie wydawali mi się oni nigdy puści, ale ja mam słabość do takich postaci ;) Dla mnie jednak największą wadą Niecnych Dżentelmenów jest brak kobiecych bohaterek :( Ale i tak nie mogę się doczekać, aż w końcu wyjdzie następna część, bo już powoli tracę nadzieję.
Mam nadzieję, że spodoba ci się Na szkarłatnych morzach, jak dla mnie to najlepsza część dotychczas ;)
Przeszkadzało mi nie tyle wolne tempo, ile wolne tempo w połączeniu z bohaterami, których nie potrafiłam polubić. Na szczęście wygląda na to, że druga część, w której trakcie czytania jestem, jest pod tym względem lepsza. No i są tam piraci, a to baaardzo duży plus!:)
UsuńA dziękuję bardzo i odwiedzam:)
OdpowiedzUsuńW sumie trafnie opisałaś moje problemy z tą książką, ale w moim przypadku Lynchowi do końca nie udało się zrehabilitować. Niby od momentu w którym plan wszedł w życie faktycznie i mi czytało się lepiej, ale wciąż w straszliwych męczarniach i generalnie nudziłam się przy tej książce. Nie mogłam wyczekać końca, dlatego po następne tomy nawet się nie biorę. Strasznie mnie Niecni Dżentelmeni rozczarowali, ale w sumie nie trafiłam jeszcze na fantasy łotrzykowskie które by mi się naprawdę podobało, więc może i ten rodzaj książek po prostu nie jest dla mnie. :(
OdpowiedzUsuńMoże tak być, że rzeczywiście łotrzykowie to nie Twoja broszka:)
UsuńJa na razie stoję na rozdrożu, choć drugi tom czyta mi się ciekawiej, no ale tam są piraci;P