sobota, 4 sierpnia 2018

Klasycznie i kosmicznie - Jack Finney "Inwazja porywaczy ciał"

   Kojarzycie Kirimę z Misieczytaniepodoba i jej wyzwanie czytelnicze "Czytamy klasykę"? Genialna ta kobieta wpadła na świetny sposób, jak zabrać się za czytanie tak zwanej klasyki. Piszę tak zwanej, bo nie ogranicza się ona do kanonu literatury światowej za Klasykę przez duże K uważanego, lecz obejmuje wszystkie możliwe gatunki, od kryminału, poprzez tradycyjnie pojmowaną klasykę, do fantastyki i science-fiction włącznie. Ja wybrałam opcję kwartalną, bo ani mnie specjalnie do klasyki nie ciągnie, ani nie mam za dużo czasu na książki, które nie są w moim topie chcę-przeczytać. Tym większe moje zdziwienie, gdy okazało się, że przez ostatnie dwa miesiące przeczytałam więcej książek, które wyzwanie mogłyby spełnić, niż przez ostatni rok. Duża w tym zasługa wydawnictw, które raz po raz raczą nas cudownymi wznowieniami kanonu literatury. Jednym z nich jest wydawnictwo Vesper, o którego trzecim pod rząd przeczytanym przeze mnie cudownym wydaniu będzie ten wpis.

  "Inwazja porywaczy ciał" Jacka Finneya nie jest literaturą nie wiadomo jak wysokich lotów, co więcej sam tytuł ma swoje miejsce raczej w klasyce filmowej, ponieważ na podstawie powieści Finneya powstał w 1956 roku horror s-f, który doczekał się również remake'u w roku 1978. Ja jednak uważam, że książka Finneya do klasyki swojego gatunku należy, mało który wielbiciel horroru bowiem o inwazji kosmicznych kokonów nie słyszał.

   Dla tych, którzy z tytułem stykają się po raz pierwszy, co nieco o fabule. "Inwazja porywaczy ciał" opowiada dokładnie o tym, o czym może opowiadać książka tak zatytułowana. Małe amerykańskie miasteczko opanowane zostaje przez dziwną epidemię: niektórzy ludzie zaczynają twierdzić, że ich najbliżsi - rodzina, przyjaciele - nie są sobą. Miejscowy lekarz, Miles Bennell natyka się na coraz więcej takich przypadków, a pierwszym wśród nich jest kuzynka dawno niewidzianej przyjaciółki Bennella, Becky. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się zwykłą bzdurą, samonapędzającą się histerią tłumu, okazuje się być czymś o wiele groźniejszym i bardziej przerażającym, zwłaszcza po odkryciu przez bohaterów dziwnych, niedokończonych ciał i białych kokonów.

   Jack Finney napisał swój horror science-fiction w 1954 roku i pod pewnymi względami da się to odczuć, nawet nie w samym prowadzeniu fabuły i akcji, lecz w kreacji bohaterów, a przede wszystkim postaci kobiecych. Ach, ten stary, dobry seksizm, w latach pięćdziesiątych miał się bardzo dobrze. Bohaterki "Inwazji" (mamy ich całe dwie), Becky i Theodora, przez większą część trwania książki zajęte są omdlewaniem ze strachu, drżeniem, wzdychaniem i ogółem byciem damami w opałach, które koniecznie trzeba uratować, i które są głównym motorem działań dzielnych panów. Zauważcie, że głównymi bohaterami męskimi są lekarz i pisarz, czyli mężczyźni bynajmniej z Rambo się nie kojarzący. Mimo to z byciem męskimi mężczyznami radzą sobie bardzo dobrze. A jednak wiecie co? Jakoś nie przeszkadzało mi to tak strasznie, jak we współczesnej fantastyce (na Was patrzę, panowie Brett i Weeks!), wręcz dodawało lekkiego smaczku całej historii i pomagało mi przenieść się w czasy rozkloszowanych sukienek w grochy i sweterków w serek.

   Sama opowieść o kosmicznych najeźdźcach, inteligentnych, żyjących kokonach (włóknach?) opowiedziana jest zaskakująco humorystycznie i lekko, i właściwie nie wzbudza w czytelniku wielkiego strachu, chyba że ten wyobrazi sobie, jak sam zachowałby się w sytuacji, w jakiej postawieni są bohaterowie opowieści. Wtedy po plecach przechodzą ciarki przerażenia, jak bowiem poradzić sobie ze świadomością, że ukochana osoba, mimo że zachowuje się i mówi tak jak zawsze, mimo że ma wszystkie swoje wspomnienia, nie jest tą samą osobą? Co gorsze, nikt inny nie dostrzega w niej nic dziwnego, a wręcz spogląda podejrzliwie na Ciebie i z dobroci serca radzi Ci iść do psychologa. Bohaterowie książki Finneya radzą sobie jednak całkiem nieźle, a w końcu udaje im się uratować świat (tak, wiem, spoiler, ale naprawdę, ważniejsze jest jak im się to udaje, a nie że się udaje).

   Podsumowując, "Inwazja porywaczy ciał" zapewniła mi świetną zabawę w podróży pociągiem, była bowiem lekturą lekką, miejscami z dreszczykiem, a na dodatek całkiem niegłupią. I choć w oczy kłuje nieco kompletna nieprzydatność bohaterek, nie zestarzała się ta opowieść tak bardzo, jak można by przypuszczać. Plusem jest również przepiękne wydanie, raz jeszcze wydawnictwu Vesper należą się ogromne brawa! Przyjemna w dotyku faktura okładki, nawiązująca do niej zakładka do książki, a także znakomicie oddające atmosferę opowieści ilustracje (a jest ich naprawdę sporo), to wszystko sprawiło, że "Inwazja porywaczy ciał" przynosi nie tylko ciekawą historię, ale i wspaniałe doznania estetyczne.



tytuł: Inwazja porywaczy ciał
tytuł oryginału: The Body Snatchers
autor: Jack Finney
tłumaczenie: Henryk Makarewicz
ilustracje: Piotr Herla
liczba stron: 220



ocena: ★★★☆☆ 1/2

29 komentarzy:

  1. Tym razem, nie jest to mój gatunek. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wcale mnie to nie dziwi, bo specyficzny on jest i rzadko komu przypada do gustu;)

      Usuń
  2. horror science-fiction? Zupełnie nie moje połączenie, za żadnym z tych gatunków nie przepadam, ale super że tobie książka umiliła podróż pociągiem 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Połączenie dziwne, ale uwielbiane przeze mnie już od czasów "Obcego, ósmego pasażera Nostromo";) Umilacz z tej książki był przedni, mogę tylko życzyć Ci znajdowania równie miłych książek do podróży:)

      Usuń
  3. Klasykę można rozumieć szeroko... ja od 2 lat po nią sięgam i to nie tylko Sienkiewicz :) Recenzowana przez Ciebie ksiązka to nie mój gatunek ale fajnie, że o nim piszesz... fajne poczytać :) Jest nawet film o tym samym tytule ale nie wiem o czym on jest, bo nie czytałam :)

    PS przypomnij mi co oznacza ocena 1/2? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1/2 to pół gwiazdki, muszę to dopisać w wytłumaczeniu, dzięki, że mi o tym przypomniałaś;)

      Klasyka, która zamyka się na gatunki "nieklasyczne" jest smutna, i tyle:)

      Usuń
    2. Nie ma za co :)

      Mądrze napisane :*

      Usuń
  4. Ja się tak koszmarnie zapuściłam z tym wyzwaniem, że aż wstyd! Nie nadrobię już chyba zaległości, jakoś latem nie ciągnie mnie do klasyki - czekam na jesień <3
    Tak swoją drogą to nie wiedzieć czemu, jakoś w swojej głowie wykluczyłam klasykę polską... a może warto zapoznać się z tym co mamy na swoim podwórku? Wiem, że "Wesele", "Chłopi" i "Dziady" wypaczyły mnie na lata i nie będzie łatwo dać polakom kolejnej szansy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lato, a zwłaszcza takie upały, w ogóle nie wpływają pozytywnie na stan czytelnictwa, nie uważasz? Czekam na jesień razem z Tobą:)

      Ja osobiście "Dziady" uwielbiałam, zresztą ogółem Mickiewicz z wszystkich wieszczów najbardziej mi przypadł do gustu. Przyznaję ze wstydem, że i ja jakoś do polskiej klasyki sięgam najrzadziej, trzeba to zmienić! Dajmy naszym rodakom szansę:)

      Usuń
  5. Klasyka to klasyka, zawsze warto nadrabiać zaległości, niezależnie jakie to gatunek :) Czytanie takich książek jest też ciekawe z tego powodu o którym piszesz - zupełnie innego pojmowania pewnych kwestii jak np. rola kobiet czy rasizm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Poza tym kto decyduje o tym, co jest klasyką, a co nie jest? Ja nie zgadzam się, żeby decydowało o tym grono jakichś starych facetów, którzy prawdopodobnie nigdy po książki z gatunku chociażby takiego horroru nie sięgnęli.

      Usuń
    2. Właśnie, starzy faceci nie będą nam dyktować, co mamy czytać. Poza tym zawsze irytuje mnie ocena typu: "ale tam są jakieś wymyślone rzeczy", gdy mowa o fantastyce. A niby co miałoby tam być, skoro to fantastyka?

      Usuń
    3. Siostro, przychylam się do Twojego zdania w stu procentach!

      Usuń
  6. Vesper ma zwykle fajne wydania :) Mam dobre doświadczenia z klasyką horroru, więc chętnie sięgnęłabym po "Inwazję porywaczy ciał" - podoba mi się, że może być z lekką nutką humoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Vesper ostatnio naprawdę mnie zachwyca. "Inwazja" nie jest lekturą powalającą na kolana, ale należy ją traktować z przymrużeniem oka, wtedy na pewno może dostarczyć sporo dobrej zabawy:)

      Usuń
  7. Kurczę, nie wiem czy bym sięgnęła. Jakoś nie mój klimat chyba, chociaż pierwsze skojarzenie po okładce miałam z Wellsem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka fajna i wydanie cudowne, a treści? Jeśli to nie Twój typ literatury, to lepiej nie sięgać;) Chociaż można czasem przeżyć przyjemne zaskoczenie, więc... ;)

      Usuń
  8. Ja tam klasykę bardzo lubię i to różnych gatunków :) myślę, że warto po nią sięgać. A tu horror coś tym bardziej dla mnie :) Może być zabawnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nastawiasz się na nienajlepszą może prozę, ale za to z zabójczymi kokonami z kosmosu, to powinno Ci się spodobać XD

      Usuń
  9. Brzmi bardzo podobnie do "Władców marionetek" Heinleina i to mi się nie kojarzy dobrze, bo była badziewna xd Zresztą właśnie w takich starszych książkach mi przeszkadza takie a nie inne ujęcie kobiet i mężczyzn, ale cóż poradzić, takie czasy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, badziew ro bardzo pasujące określenie! 😂 Nie czytałam „Władcy marionetek”, więc trudno mi porównać obie książki, ale „Inwazja” mimo całej swojej kiczowatości daje naprawdę dużo dobrej zabawy, takiej z przymrużeniem oka, ale jednak😉 Seksizm tu jest, ale jakiś taki bardziej rozczulający niż irytujący (dlatego właśnie nie mogę go znieść we współczesnych „dziełach”, bo tam próbuje udawać, że go w ogóle nie ma, przez co jeszcze bardziej wkurza).

      Usuń
  10. Nie sięgnęłabym już przez sam tytuł :) Totalnie nie moje klimaty, a Twój tekst tylko mnie w tym utwierdził... (inna sprawa, że w ogóle o tej książce pierwsze słyszę) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, to rzeczywiście jedna z tych pozycji, której tytuł od razu mówi Ci, z czym będziesz mieć do czynienia 😂 No cóż, nie zachęcam na siłę, bo takie książki trzeba lubić, żeby się na nich nie denerwować ;)

      Usuń
  11. Książkę czytałam wieki temu i te omdlenia pań jakoś nie pozostały mi w głowie.
    Pamiętam też, że podobał mi się film ten z 52'. Oglądałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może mniej się kiedyś zwracało uwagę na takie smaczki?;)
      Owszem, film oglądałam i podobał mi się, choć nie wiem, na ile zamierzeniem twórców było częsty śmiech widza XD

      Usuń
  12. Wydaje mi się, że jakoś te smaczki tak nie raziły w oczy, bo było ich dość sporo, szczególnie jak sięgało się po literaturę z początku XX wieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego właśnie wspominam o nich jako o ciekawostkach, bo nie raziły mnie aż tak bardzo właśnie z tego względu, że taka to była epoka i takie jej realia:)

      Usuń
  13. Hmm... Niby nie w moim typie, ale mogłabym się zastanowić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanów się:) Wiele czasu nad lekturą nie spędzisz, bo czyta się to niesamowicie szybko, więc jakby co dużo czasu Ci z życia nie skradnie;)

      Usuń