niedziela, 19 sierpnia 2018

Historia niby znana, a jednak chwytająca za serce jak nigdy - Madeline Miller "The Song of Achilles"

   Fatum. Okrutne słowo, przynoszące ze sobą cierpienie, rozpacz i świadomość własnej bezradności w obliczu losu. Zresztą, co ja Wam będę tłumaczyć, czym ono jest, wystarczy przecież odwołać się do czasów szkolnych i zajęć z literatury antycznej, które nikogo z nas nie ominęły. Imiona słynnych bohaterów starożytnej Grecji, których przeznaczenie zapisano w gwiazdach, zapełniały nasze zeszyty strona po stronie: Edyp, zabijający ojca i poślubiający własną matkę, Hektor, ginący z ręki Achillesa, Parys, przynoszący zagładę swemu miastu Troi. Żaden z nich, mimo próby walki z przeznaczeniem, nie uniknął wyroków losu.

   Nie inaczej jest w opowieści Madeline Miller, zatytułowanej "The Song of Achilles", tudzież jak chce polskie tłumaczenie "Achilles. W pułapce przeznaczenia" (swoją drogą, kto zatwierdził takiego koszmarka?!? Przecież to brzmi jak tytuł kiepskiego filmu sensacyjnego z idiotycznym wątkiem miłosnym!). "Pieśń o Achillesie" to tak zwany retelling, czyli opowiedzenie na nowo znanej z mitologii i częściowo z homerowskiej "Iliady" historii Achillesa, jednego z największych i najpotężniejszych greckich herosów, którego losy od młodości aż do śmierci w wojnie trojańskiej śledzimy oczyma Patroklosa, najwierniejszego przyjaciela bohatera.

   Madeline Miller, opierając się na oryginalnych mitach, a także po części na Homerze, przestawiła nam Achillesa, jakiego nie znamy: radosnego, pełnego życia chłopaka, kochającego swojego towarzysza miłością gorącą i nie znającą umiaru, który zdaje sobie sprawę z wiszącej nad nim przepowiedni i robi wszystko, by do jej spełnienia nie doszło. Przede wszystkim jednak pisarka przedstawia czytelnikowi postać Patroklosa, wygnanego księcia, który znalazł schronienie na dworze króla Peleusa i tam zdobywa serce królewskiego syna, Achillesa. "Pieśń o Achillesie" to tak naprawdę opowieść o Patroklosie - spokojnym, słabym chłopcu, który zmierzyć się musi z nienawiścią boskiej matki herosa i świadomością okrutnego przeznaczenia, jakie wisi nad jego wybrankiem.

- Wymień jednego bohatera, który był szczęśliwy.
Zamyśliłem się. Herakles zwariował i zabił swoją rodzinę, Tezeusz stracił narzeczoną i ojca, Bellerofont zabił Chimerę, ale został kaleką po upadku z Pegaza.
- Nie potrafisz - usiadł i pochylił się ku mnie.
- Nie potrafię.
- Wiem. Nie pozwalają ci być sławnym i szczęśliwym - uniósł brew. - Zdradzę ci sekret.
- Zdradź - uwielbiałem go w takich momentach.
- Ja będę pierwszy - chwycił moją dłoń i przyłożył do swojej. - Przyrzeknij.
- Dlaczego ja?
- Bo to ty jesteś tego powodem. Przyrzeknij.
- Przyrzekam - powiedziałem, zagubiony w jego rumieńcu i płomieniu w jego oczach.
- Przyrzekam - powtórzył. 

   Madeline Miller udało się uczynić z tych starożytnych, niewzruszonych bohaterów ludzi z krwi i kości, których można polubić i pokochać, a ich losy nagle stają się nam bliskie i każde niepowodzenie, które ich spotyka, każda przelana łza wbijają się w nasz serce niczym oszczep. Nawet Achilles, którego podczas czytania "Iliady" szczerze nienawidziłam za to, co zrobił Hektorowi, tutaj zyskał moją przyjaźń i współczucie, choć bez wątpienia duży wpływ miał na to Patroklos, którego oczami spoglądamy na herosa i którego sercem poznajemy Achillesa takim, jakim mógłby być bez zbroi, armii i wojny. Ta dwójka to zresztą nie jedyni bohaterowie opowieści, którzy w książce pani Miller zyskują na charakterze i indywidualności. Pojawia się tutaj bowiem cała rzesza postaci, mniej lub bardziej z mitologii znanych, które jawią się czytelnikowi jako prawdziwi ludzie, mający swoje słabości, ale i siłę. Moimi osobistymi ulubienicami były Bryzejda, pełna wewnętrznej siły i odwagi powierniczka Patroklosa w trudnych, ostatnich dniach wojny trojańskiej, oraz Tetyda, zimna i okrutna morska boginka i matka Achillesa, której knowania i nienawiść do ukochanego jej syna doprowadziły do takiego a nie innego końca opowieści.

   W "Pieśni o Achillesie" najokrutniejsza i najboleśniejsza jest przenikająca wszystko zapowiedź tragedii i świadomość, że choćbym nie wiem jak chciała, by opowieść skończyła się szczęśliwie, na jej ostatnich stronach czeka na bohaterów (i na czytelnika) tylko rozpacz i śmierć. Dziwne to uczucie, czytać książkę po raz pierwszy równocześnie wiedząc, jak wszystko się skończy, a mimo to mieć nadzieję do samego końca, że może jednak tym razem będzie inaczej, że ukochanych postaci nie spotka nic złego.

   Sam wątek miłości między Achillesem i Patroklosem poprowadzony jest w sposób subtelny, przepełniony ciepłem i smutkiem. Przyznam, że to właśnie obserwowanie rozwijającego się między nimi uczucia oraz późniejszą przemianę Achillesa, sprowadzającą tyle bólu i rozpaczy w życie kochanków, stanowiło najlepszą i najbardziej dającą po uczuciach część opowieści. Ostatnie dwa zdania książki złagodziły odrobinę smutek, który towarzyszył mi nieprzerwanie od połowy historii i za to jestem Madeline Miller wdzięczna. Przygotujcie się jednak zawczasu i do czytania zasiądźcie z chusteczkami pod ręką.

   Nie wiem, jaką opowieścią jest "Kirke", najnowsza powieść pisarki, za którą zresztą mogę się teraz wziąć ze spokojnym sumieniem (choć na chwilę zrobię sobie przerwę od mitologicznych retellingów, by ochłonąć i uspokoić skołatane serce), ale "The Song of Achilles" jest warta tego, by zarwać dla niej dzień i noc. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji po debiutancką powieść Madeline Miller sięgnąć, zachęcam Was do tego gorąco. Myślę, że się nie zawiedziecie.


tytuł: The Song of Achilles
autor: Madeline Miller
wydawnictwo: HarperCollins Publishers
liczba stron: 389




ocena: ★★★★★

22 komentarze:

  1. Jeszcze nie czytałam. Mam za to "Kirke" i za jakiś czas się za nią wezmę :). Jakie to piękne wydanie!

    Słyszałam, że sporo osób było rozczarowanych "Kirke" - ale dlatego, że się nastawili na powieść akcji, a nie postaci. Reszta w większości brzmi na zachwyconych :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że tu największym problemem był marketing, przedstawiający "Kirke" jak książkę zupełnie inną od tej, którą tak naprawdę jest. Ja w każdym razie jestem nastawiona pozytywnie po przeczytaniu "Pieśni o Achillesie":)

      Usuń
  2. Niestety, nie przepadam za mitologia. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj mogłaby Cię zaciekawić, bo tak naprawdę to jest po prostu piękna opowieść o miłości, dojrzewaniu i wojnie.

      Usuń
  3. Brzmi specyficznie, szczególnie z tym polskim tytułem raczej nie zachęca do przeczytania.

    https://trochuprzeczytane.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytuł polski to jakaś parodia, a nie tytuł, zgodzę się z Tobą, natomiast mimo tego polecam:)

      Usuń
  4. Twoja recenzja jest zachęcająca tym bardziej, że kocham mitologię (chociaż Precego nie polecam) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Percy'ego się nie zabieram, bo po pierwsze za dużo tych książek, a po drugie wielką miłośniczką mitologii nie jestem i raz na kilka lat jedna pozycja mi wystarczy;)

      Usuń
  5. Odkad trafiłam (u Ciebie na blogu zresztą) na informacje, ze taka książka w ogóle istnieje, to już wiem, że ją przeczytam. Bardzo jestem ciekawa, jak wypadnie na tle Kirke - męska narracja (nawet jeśli to Patroklos :p) to jednak coś całkiem innego. Ciesze się, że Ci się spodobało, bo to dobrze rokuje ;) Teraz tylko dylemat, co pierwsze - Song of Troy czy Song of Achilles... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pfff, ale się Patroklosowi od Ciebie dostało!XD
      Ach, te pieśni, jak trudno między nimi wybierać... ^_^

      Usuń
  6. Świetna recenzja, chyba muszę się rozglądnąć za polskim wydaniem, choć tytuł paskudny. "Kirke" już mam i grzecznie czeka na półce na przeczytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tym tytule trochę boję się polskiego tłumaczenia i mam jedynie nadzieję, że na tytuł wpływ miało wydawnictwo, a nie wyobraźnia tłumacza/tłumaczki^^;

      Usuń
  7. Świetna recenzja ale jakoś książka do mnie nie przemawia. Chyba nie mój gatunek :) pozdrawiam cieplutko :) www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo też nie do wszystkich musi przemówić:) Pozdrawiam równie cieplutko!

      Usuń
  8. Mam wrażenie, że ostatnio powieści Madeline Miller mnie prześladują ;) Muszę się w końcu za którąś zabrać, a twoja recenzja jest tak zachęcająca, że chyba najpierw sięgnę po "Song of Achilles", brzmi to jak coś idealnego dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, bo naprawdę pięknie napisana to opowieść (mam nadzieję, że i po polsku, mimo strasznego tytułu, jest równie dobrze), spokojna, bez akcji pędzącej na łeb na szyję, ale za to z bohaterami, których nie sposób wg mnie nie pokochać:)

      Usuń
  9. Mam już "Kirke" i nawet nie wiedziałam, że przed nią była "The song of Achilles" (masz rację - okropny polski tytuł!)! Uwielbiam mitologiczny klimat, a to co opisałaś... To może być przygoda. Podejrzewam, że niezależnie od wszystkiego, po "Kirke" będę musiała chwilę od mitologicznego retellingu odpocząć, ale potem z największą radością sięgnę po "The song of Achilles"!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli po odpoczynku od retellingów będziesz nadal o "Pieśni o Achillesie" pamiętać, to sięgaj, czytaj i dawaj znać, czy się spodobała!:)

      Usuń
  10. Od zawsze fascynowałam się mitami. Strasznie kusi mnie ta książka, to może być coś naprawdę dobrego :). Fakt z tym polskim tłumaczeniem tytułu zawalili, ale Polacy zawsze coś wymyślą bo nie można od tak dosłownie przetłumaczyć... W każdym razie książka na pewno ląduje na mojej liście do przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, te tytuły polskich wydań, można by o nich pracę doktorską napisać><
      Wspisuj i czytaj i dawaj znać:)

      Usuń
  11. O "Kirke" jest bardzo głośno, jednak o tej książce wcześniej nie słyszałam. Uwielbiam mitologię i myślę, że to by było bardzo ciekawe doświadczenie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli tylko masz możliwość, sięgaj po „Pieśń o Achillesie”, myślę, że się nie zawiedziesz:)

      Usuń