Nuda, Panie, nic się nie
dzieje…
No może nie do końca,
wszak mamy do czynienia z post-apokalipsą, dziwnymi stworzeniami i dziećmi,
które muszą stawić czoła mrocznej rzeczywistości świata pozbawionego dorosłych
(a przynajmniej ich „normalnej” części). A mimo to wieje z książki nudą, a
jedynymi emocjami, które we mnie wzbudziła, były rozpacz (że jeszcze tyle do
końca) i frustracja (że takie cosie zostają wydane).
Bohaterami są dzieci i
nastolatki, co jest jak najbardziej zrozumiałe w książce dla młodzieży, bo
zakładam, że taki jest docelowy odbiorca „Przymierza…”. Zastanawiałam się, czy
może właśnie wiek bohaterów nie stanowił przyczyny mojej zupełnej obojętności
na ich losy, ale po zakończeniu książki doszłam do wniosku, że winny jest
raczej kiepski sposób, w jaki autor opisuje Piotrusiów (nazwę tę przyjęły
dzieci w nawiązaniu do Piotrusia Pana, chłopca, który nigdy nie dorósł), ich
motywy, procesy myślowe i zachowania. Bez zagłębiania się w szczegóły, bez
stworzenia ciekawego tła i historii postaci, bez nadania im tego czegoś, co
przywiązuje czytelnika emocjonalnie do bohatera. Najbardziej „rzeczywisty” jest
chyba Tobias, najmłodszy z Trójki, który rzeczywiście zachowuje się jak
przestraszony trzynastoletni chłopiec. Co wcale nie oznacza, że jest
sympatyczniejszy niż reszta dzieciaków mieszkających w jednym z sześciu zamków
na opuszczonej wyspie (o siódmym nic nie napiszę, bo a nuż ktoś zechce książkę
przeczytać… po co, nie wiem, ale są różne gusta).
Ciekawy jest sam motyw
apokalipsy, choć „filozoficzne” rozważania bohaterów na jej temat pominę
milczeniem (i znowu, nie chodzi o to, że są prowadzone, tylko o to, w jaki
sposób). Ciekawe są ogromne stwory – wysłannicy mrocznego Rauperodena
(powiedzcie mi, że nie tylko ja za każdym razem wybuchałam śmiechem na widok
tego jakże przerażającego imienia, proszę!). Ciekawe są moce, którymi zaczynają
dysponować Piotrusie i wytłumaczenie ich źródła. Tyle ciekawych tematów i
motywów, zdawać by się mogło, że nic więcej do stworzenia równie ciekawej książki
nie jest potrzebne. A tu klops.
Nuda, dłużyzny (to
naprawdę fascynujące, jak wszystko może się ciągnąć w książce unikającej jak ognia
obszernych opisów i zagłębiania się w szczegóły), płascy i nieciekawi bohaterowie, ot „Przymierze
Trojga” w całej okazałości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz