sobota, 29 września 2018

Porozmawiajmy o łowcy androidów - Philip K.Dick "Do Androids Dream of Electic Sheep?"

   "I've seen things you people wouldn't believe. Attack ships on fire off the shoulder of Orion. I watched C-beams glitter in the dark near the Tannhäuser Gate. All those moments will be lost in time, like tears in rain. Time to die."

   Te słowa, wypowiedziane przez postać Roya Batty'ego, świetnie zagranego przez Rutgera Hauera, w połączeniu z niezwykle klimatyczną muzyką Vangelisa, doprowadzają mnie do łez wzruszenia za każdym razem, gdy dochodzę do ostatnich scen "Łowcy androidów" Ridleya Scotta. Ponura, postapokaliptyczna wizja świata, przedstawiona w filmie, wywarła na mnie ogromne i niezapomniane wrażenie. Tym większy więc wstyd i wyrzuty sumienia czułam za każdym razem, gdy przy okazji seansu przypominałam sobie o oryginale książkowym, należącym wszak do klasyki gatunku science fiction, do którego obiecywałam sobie sięgnąć, lecz na obietnicach się kończyło. Wreszcie jednak, dzięki natknięciu się przy okazji innych zakupów książkowych na egzemplarz po angielsku na stronie BookDepository, udało mi się przeczytać niezwykłą opowieść o samotności, empatii i ludzkiej naturze.

   "Do Androids Dream of Electic Sheep?", bo tak brzmi oryginalny tytuł, choć większość z nas kojarzy historię z filmowym "Blade Runnerem", to na pozór prosta historia Ricka Deckarda, zwykłego faceta z żoną, z którą raz się dogaduje, raz nie, i który na dachu swojego budynku mieszkalnego opiekuje się elektroniczną owcą. Oprócz tego zajmuje się Deckard polowaniem na organiczne androidy, które zbiegły z Marsa na Ziemię. Praca wydawałoby się jak każda inna, jeśli pominąć fakt mordowania, przepraszam, "wycofywania" istot, które od ludzi różni bardzo niewiele. Deckarda, choć dobrego w swoim fachu, zaczynają trapić coraz większe wątpliwości natury moralnej, w czym nie pomaga fakt, że tropione przez niego nowe androidy z serii Nexus-6 są często bardziej ludzkie, niż np. specjale - obywatele drugiej kategorii zmienieni genetycznie przez chorobę popromienną.

   Do książki Dicka można podchodzić wielopoziomowo, skupiając się na różnych jej aspektach. Niektórzy zachwycą się przede wszystkim samym pomysłem na fabułę i jej sensacyjną otoczką: mężczyzna z problemami, ale w gruncie rzeczy dobry człowiek, który zostaje postawiony przed trudną sprawą wyłapania z tłumu pozostałych na Ziemi ludzi niebezpiecznych androidów oraz związane z tym pościgi i walki, a wszystko to w ponurym, przytłaczającym klimacie postapokaliptycznego miasta. Inni skupią się z kolei na ważkich pytaniach o istotę człowieczeństwa, o to, co czyni człowieka człowiekiem i dlaczego łatwiej nam współczuć zwierzętom, niż inteligentnym wytworom naszych własnych rąk.

   Dla mnie opowieść Dicka to przede wszystkim świetnie napisana opowieść science fiction, która perfekcyjnie balansuje między sensacyjną historią łowcy androidów i filozoficznymi rozmyślaniami na temat empatii i ludzkiej natury. Przyznaję, że z zapartym tchem chłonęłam kolejne etapy "polowania" na androidy, a w głowie wizja pisarza mieszała mi się z migawkami filmowego miasta wypełnionego dymem, deszczem i przygaszonymi kolorami. Równocześnie miałam momenty zatrzymania, kiedy odkładałam książkę i skupiałam się na próbach zrozumienia reakcji i procesów myślowych bohaterów opowieści, a także zastanawiałam się, na ile jestem w stanie z nimi współodczuwać i zgadzać się z ich wyborami i działaniami. Fascynującym było dla mnie to, jak bardzo same postaci nie rozumieją własnych emocji i uczuć, czy wręcz nie są w stanie ich poczuć i muszą posiłkować się maszyną, która w mechaniczny sposób "ustawia" niejako poziom ich hormonów i w ten sposób pozwala odczuć daną emocję. Przerażająca to wizja i dająca wiele do myślenia.

   Właściwie jedynym, czego mi zabrakło w wersji książkowej, było ukazanie człowieczeństwa androidów, ucieleśnionego w postaci Roya Batty'ego w wersji filmowej. Androidy książkowe nie potrafią odczuwać empatii, co więcej, nie są w stanie jej odczuwania udawać, w związku z czym przemyślenia moralne Deckarda robią o wiele większe wrażenie wtedy, gdy dotyczą jego samego i innych ludzi. Z drugiej strony prawdopodobnie o to właśnie chodziło autorowi, który potraktował sztucznych ludzi jako swego rodzaju impuls do przemyśleń o nas samych. Dla mnie jednak przekaz filozoficznych rozmyślań byłby jeszcze mocniejszy, gdyby po drugiej stronie barykady stał android naprawdę nie różniący się od istoty ludzkiej.

   "Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?" Dicka to klasyka gatunku, po którą każdy wielbiciel sięgnąć powinien, chociażby po to, żeby samemu sobie odpowiedzieć na pytania zadane przez pisarza ustami i myślami bohatera. Pytania, które choć zadane pięćdziesiąt lat temu, nie straciły, a wręcz zyskały na aktualności.



tytuł: Do Androids Dream of Electic Sheep?
autor: Philip K.Dick
wydawnictwo: Orion Books
liczba stron: 208


ocena: ★★★★☆ 1/2

18 komentarzy:

  1. Totalnie nie jest to gatunek, w którym dobrze się odnajduje, także tym razem odpuszczę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też ciągle myślę o oryginale książkowym, którego ciągle...
    A film podobnie jak Ty bardzo dobrze pamiętam. Niestety muszę przyznać, że kontynuacja mnie nie zachwyciła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widziałam, chcę najpierw zrobić sobie powtórkę z oryginału, a dopiero potem zasiąść do nowej odsłony;)

      Usuń
  3. Czytałam bardzo dawno temu, ale wspomnienia mam jak najbardziej pozytywne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To takie powolne sf, które zostawia w głowie ślad na wiele lat, prawda?

      Usuń
  4. Oj tak uświadomiłaś mi, że t jedna z tych książek, które dobrze byłoby przeczytać :) Zwłaszcza, że mało jest tych filmów które oglądałam nie znając książki ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie jak najbardziej polecam, choć trzeba być przygotowanym na różnice:)

      Usuń
  5. Mnie książka rozczarowała, bo przeczytałam ją już po wielokrotnym obejrzeniu filmu... A dużo, dużo później przeczytałam ją jeszcze raz i uważam, że to jest książka dla bardzo dorosłych ludzi, a nie dla młodzieży, jaką byłam, gdy czytałam ją po raz pierwszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może coś w tym być. Prawdopodobnie też nie oceniłabym jej tak wysoko za młodych lat, bo jednak czego innego wtedy potrzebowałam. Teraz za to jestem zachwycona przemyśleniami autora i tym, że i mnie zmusił do myślenia 😊 A w ogóle to witam, Natailo!!!😘

      Usuń
  6. Z Dickiem mam taki problem, że czego bym nie czytała, a ma ekranizację, to zawsze okazuje się, że filmowa wersja jest lepsza. Zdaje się i Blade Runner i Raport mniejszości trafiły do mojego anty-topu książek, które przegrały z własną ekranizacją... Pomysły miał świetne, ale jakoś ich potencjału do końca nie wykorzystywał...

    OdpowiedzUsuń