środa, 18 kwietnia 2018

Gdy człowiek szulerką żyje - Tomasz Marchewka "Wszyscy patrzyli, nikt nie widział"

   Nie mam w sobie nawet najcieńszej żyłki hazardzistki, równocześnie jednak bardzo lubię oglądać filmy tematyce hazardowej poświęcone, zwłaszcza, jeśli gra w takiego na przykład pokera połączona jest z inteligentnym i zazwyczaj ryzykownym przekrętem na większą skalę. Nie widzę uroku w hazardzie samym w sobie, ale dreszczyk emocji związany ze sprytnym oszustwem? O, to potrafię zrozumieć. Do sięgnięcia po niżej zrecenzowaną książkę skłonił mnie opis okładkowy, z którego wyłaniała się fabuła wypełniona właśnie takim dreszczykiem, a i sama okładka natychmiast skojarzyła mi się z dobrym kryminalnym komiksem. 

   "Wszyscy patrzyli, nikt nie widział" to debiut literacki Tomasza Marchewki, który dotychczas znany był przede wszystkim fanom gier komputerowych jako współtwórca scenariusza do "Wiedźmina 3" i jego dodatków. Opowieść o tym długim i bardzo opisowym tytule poświęcona jest miastu Hausenberg i działającym w nim hazardzistom, złodziejom i całej tej społeczności spod ciemnej gwiazdy. Główny bohater, młody szuler Slava, pragnie wykręcić numer, po którym całe miasto będzie go znało i podziwiało. Droga ku temu celowi jest jednak długa i z pewnością nie usłana różami. Slavie towarzyszą król złodziei Petr i zabójca Nino, a duchowo (i cieleśnie przy okazji) wspiera go Camilla, pierwsza tancerka Wielkiego Teatru Hausenberga. Po drodze okazuje się, że nawet najlepsze plany mogą zawieść, a Slava i jego kompani zamieszani zostają w intrygę o wiele większą i bardziej skomplikowaną, niż którykolwiek z nich mógłby przypuszczać.

   Jak już wspomniałam, "Wszyscy patrzyli, nikt nie widział" jest książkowym debiutem autora. Nie wiem, jak inni recenzenci, ale ja do początków twórczości pisarzy podchodzę z dużym entuzjazmem i wybaczam wiele rzeczy, za które doświadczonym twórcom by się dostało. Równocześnie sprawia to, że mam spore problemy z w miarę obiektywną oceną. 

   Pan Marchewka przyprawił mnie o sporą zagwozdkę, bo plusy w jego opowieści są plusami ogromnymi, a minusy minusami dosyć sporymi. 

   Zacznę może od plusów. Największy należy się z pewnością za język. Autor operuje nim tak sprawnie, że nie uwierzyłabym, że to jego pierwsza powieść, gdybym o tym wcześniej nie wiedziała. Świetne wyważenie humoru z powagą, atmosferyczne opisy miasta, ciekawy slang uliczny - to wszystko sprawiło, że od strony językowej książkę czytało się z prawdziwą przyjemnością. Kolejnym plusem jest powiązanie ze sobą różnych wątków, które się przez powieść przewijają. Widać, że autor ma w planach kontynuację historii Slavy i "Wszyscy patrzyli..." jest zaledwie wprowadzeniem w świat Hausenbergu i jego mniej poważanej, że się tak wyrażę, części społeczeństwa. 

   Niestety, minusów jest również sporo.    

   Po pierwsze: bohaterowie. Niby dobrze wykreowani, niby mocno zarysowani, a tak przy tym irytujący i zupełnie do siebie nie przekonujący. Gdybym miała wymienić swoją ulubioną postać, nie potrafiłabym tego zrobić nawet po głębszym zastanowieniu. Może Caterina Murino, choć pojawiła się dopiero na ostatnich kartach książki? Slava jest irytującym, zbyt pewnym siebie chłopakiem, Petr, niby tak doświadczony, a nie potrafi przewidzieć problemów czających się za rogiem, które każdy czytelnik od razu dostrzeże. Nino stoi w cieniu tej dwójki i właściwie można o nim tylko powiedzieć, że jest dobry w tym, co robi, a przy okazji ma dosyć specyficzne poczucie humoru. Ciekawy mógłby być Profesor, ale z oczywistych (przy końcu książki) powodów jest go mało. Główny antagonista tego tomu, Silas Faugen, to w ogóle postać rozmemłana i nijaka. 

   Po drugie: brakowało mi w całej książce emocji. Środkowa część dłużyła mi się niemiłosiernie, być może przez brak równowagi między opisami a dialogami (tych drugich stanowczo przydałoby się więcej, i piszę to ja, wielbicielka długich opisów). Dopiero finał opowieści przyspieszył i nabrał tempa i rumieńców.

   Po trzecie: ciężko mi wybaczyć źle napisane postaci kobiecie, a jeszcze ciężej ich brak w ogóle. U pana Marchewki jedynymi postaciami kobiecymi wspomnianymi z imienia i nie będącymi prostytutkami są Camilla (której i tak głównym zadaniem jest seks ze Slavą), Caterina pojawiająca się w finale, a także biorąca udział (bardziej jako ozdoba niż rzeczywisty uczestnik) w ostatecznej rozgrywce Anastazja Frey, znana zresztą przede wszystkim z bycia kochanką wicekróla. A, jeszcze gdzieś tam przewinęła się jakaś hazardzistka, jedyna kobieta w światku samych męskich mężczyzn, której imienia jednak nie jestem w stanie sobie przypomnieć, bo pojawiło się raz, może dwa. I tyle. Bez wątpienia jest to jeden z elementów, nad którymi autor powinien naprawdę popracować. Ja rozumiem męski, przestępczy świat, ale do jasnej anielki, kobiety naprawdę nadają się do czegoś poza seksem i bycia wystrojem wnętrz.

   Podsumowując, "Wszyscy patrzyli, nikt nie widział" uważam za debiut całkiem udany, ale autor powinien jeszcze nad wieloma elementami popracować. Przy lepszym tempie akcji i bardziej dających się lubić (a przynajmniej wzbudzających większe emocje) bohaterach książka naprawdę mogłaby wciągnąć. Mimo narzekań czekam na drugi tom ze sporym optymizmem, bo wierzę, że Tomasz Marchewka potrafi stworzyć opowieść jeszcze lepszą, którą czytać będzie się z wypiekami emocji na twarzy.


tytuł: Wszyscy patrzyli, nikt nie widział
autor: Tomasz Marchewka
cykl: Miasto Szulerów (tom 1)
wydawnictwo: SQN (Sine Qua Non)
liczba stron: 336


ocena: ★★★☆☆

4 komentarze:

  1. Ja się strasznie przy tym wynudziłam i oceniłam znacznie ostrzej niż Ty. :) Zgadzam się w pełni z bohaterkami kobiecymi, natomiast nawet Ci męscy nie mieli dla mnie charakteru, poza Slavą. Który był irytujący. :P No i strasznie mnie drażnił brak tła w tej książce, to znaczy miałam wrażenie, że są tam sami szulerzy, złodzieje, mordercy, prostytutki, a normalnych ludzi to ni ma.
    Być może za ostro do tego podchodzę, bo to debiut, ale wtedy byłam tym bardziej rozczarowana przez to, że uwielbiam growego Wiedźmina, miałam więc nadzieję na coś naprawdę fajnego. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie mieli, byli raczej płascy i średnio interesujący. O tym tle to dobrze zauważyłaś, ja złożyłam to na karb tego, że ten tom jest takim wstępem zarysowującym dopiero świat Hausenbergu i bardziej rozwinięty zostanie w dalszych częściach.
      Dla mnie naprawdę ratuje książkę świetny język, ale nie przekreślam autora, bo myślę, że może być tylko lepiej ;)

      Usuń
  2. Całkiem udany, ale jednak tak nie do końca. ;)
    Ja poczekam, jeżeli tom II wypadanie znośnie, to będę się zastanawiać nad książką. Jeżeli opinie o nim będą takie jak o tomie I, to raczej sobie odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie do końca, ale cały czas mam nadzieję, że kontynuacja będzie lepsza;)

      Usuń