piątek, 14 września 2018

Trzydzieści lat minęło, czyli spotkania Chmurzastego z klasyką - Herbert G.Wells "Wojna światów"

   Wśród książek zalegających na półkach w moim domu rodzinnym istnieje wiele takich, które otrzymałam w spadku po zaczytanych rodzicach i bracie. Jedną z nich jest klasyka science fiction - gatunku, który przez wiele lat był moim ulubionym. Wspomniana, tajemnicza książka czekała na mnie od 1987 roku, kiedy to mój starszy brat ją przeczytał i oddał swojej młodszej siostrze, żeby i ona poznała opowieść o inwazji Marsjan na Ziemię. Czekała i czekała, i być może nadal zbierałaby kurz, gdyby nie odnowione wydanie z wydawnictwa Vesper, które przyciągnęło mój wzrok i przypomniało mi o tym, że mam ją przecież na swojej półce i że najwyższy czas ją przeczytać!

   Mowa o prawdziwej klasyce gatunku, czyli "Wojnie światów" Herberta George'a Wellsa. Niewielu chyba istnieje ludzi, którzy nie znają tego tytułu, czy to z licznych ekranizacji, czy też z historii słuchowiska radiowego z 1938 roku, które podobno było tak dobrze zrealizowane, że wywołało prawdziwą panikę wśród słuchaczy nie zdających sobie sprawy z fikcyjności inwazji.

   Marsjańscy najeźdźcy lądują w małym angielskim miasteczku Woking w Surrey i stamtąd rozpoczynają podbój kraju. Świadkiem inwazji od samego jej początku jest lokalny pisarz i filozof, którego oczami oglądamy ośmiornicopodobnych obcych i ich przerażającą, śmiertelną technologię.

   Jak na książkę tak niewielkich rozmiarów (moje wydanie sprzed trzydziestu lat ma zaledwie sto czterdzieści parę stron), wywołała ona we mnie ogromne emocje. Wells bowiem nie tylko przedstawia wyimaginowaną, ale wcale nie tak zupełnie nieprawdopodobną inwazję w sposób bardzo plastyczny i opisowy, lecz przede wszystkim ukazuje z niesamowitym wyczuciem ludzkie zachowania i reakcje na nieznane i groźne. Historia dzieje się pod koniec XIX wieku, a mimo to myślę, że panika i eksodus mieszkańców najechanych okolic wyglądałyby obecnie bardzo podobnie (choć z pewnością z większą ilością relacji filmowo-zdjęciowych na wszystkich mediach społecznościowych). Płaczące dzieci, ludzi plączących się bez celu, ładu i składu, szalonych kierowców (w przypadku czasów Wellsa dorożkarzy i woźniców), którzy nie zważając na to, kogo przejadą, uciekają byle dalej - czyż nie znamy takich obrazów z filmów katastroficznych, czy co gorsza z prawdziwych relacji z terenów wojennych? Niesamowicie czytało się o mieszkańcach miasteczka, którzy mimo dziwacznych meteorytów spadających za przysłowiową miedzą, kontynuują życie jak gdyby nigdy nic, a wellsowski opis ucieczki przerażonych mieszkańców Londynu i towarzyszących jej skrajnych zachowań ludzi zrobił na mnie zdecydowanie największe wrażenie z całej historii.

   Apokaliptyczna wizja przyszłości Wellsa, choć teraz może dla niektórych trącić myszką, pod wieloma względami wyprzedziła swoje czasy. Snop Gorąca przypomina laser, który przecież  znamy nie tylko z późniejszych dzieł literatury czy kina s-f, ale i z współczesnej nauki. Maszyny kroczące Marsjan, kierowane umysłem kosmitów, kojarzą mi się z nowoczesnymi protezami, które od niedawna właśnie za pomocą impulsów z mózgu mogą być sterowane. Jak strasznym dla ludzi z epoki pisarza musiało być urzeczywistnienie wizji Czarnego Dymu w postaci trującego gazu używanego w czasie I wojny światowej, mogę sobie jedynie wyobrażać.

   Właściwie jedyne, czym różniłaby się kosmiczna inwazja w czasach współczesnych, to przepływem informacji na jej temat. U Wellsa głównym ich źródłem były gazety, uzależnione wszak od korespondentów i wiadomości przez nich dostarczanych ustnie, za pomocą telegrafu lub pociągów. Nic zatem dziwnego, że przerażające informacje o kosmicznej inwazji pojawiły się w Londynie na równi niemal z Marsjanami. W XXI wieku informacja jest natychmiastowa i co więcej nie tylko tekstowa, ale również wizualna, dlatego i reakcje chociażby wojska byłyby prawdopodobnie szybsze. Oczywiście pod warunkiem, że obcy nie zajęliby się w pierwszej kolejności satelitami i elektroniką. W takim wypadku najazd kosmitów prawdopodobnie nie różniłby się wiele od wellsowskiego.

   Żałuję, że tak długo czekałam z przeczytaniem tej historii, a jednocześnie cieszę się, że teraz z czystym sumieniem mogę zaopatrzyć się we wspomnianą na wstępie cudownie wydaną wersję od wydawnictwa Vesper. Wszystkich tych, którzy jeszcze z najeźdźcami z Marsa nie mieli do czynienia, zachęcam natomiast do jak najszybszego naprawienia tego niedopatrzenia.




tytuł: Wojna światów
autor: Herbert George Wells
wydawnictwo: Iskry
liczba stron: 144



ocena: ★★★★☆

19 komentarzy:

  1. To świetnie, że książka aż tak bardzo Ci się podobała. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi, widzę, że tym razem lektura może i będzie dla Ciebie?;P

      Usuń
  2. A mnie nowsze postapo na weekend kusi :), ale po taką klasykę też chętnie kiedyś sięgnę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sięgaj po nowe, a kiedy będziesz miała ochotę na coś małego w rozmiarach i dużego w treść, wiesz gdzie szukać 😁

      Usuń
  3. 4 to bardzo dobra ocena - ciesze się, że byłaś nią tak bardzo oczarowana. Ja podziękuję... już wcześniej o niej poczytałam i od razu poczułam, że mi się nie spodoba. Przepraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie masz za co przepraszać! To książka dla wielbicieli sf, i to raczej takich zatwardziałych, bo jednak różni się mocno od tych pisanych obecnie:)

      Usuń
    2. Ja do tych osób zdecydowanie nie nalezę ;)

      Usuń
  4. Ha, chyba czas nadrobić klasyczne zaległości. Fajne jest to, że przy takich książkach można zaobserwować to, jak bardzo pisarze s-f wyprzedzali swoje czasy, a ich fantastyczne pomysły stały się rzeczywistością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A równocześnie, jak bardzo zmienił się sposób prowadzenia narracji i język współczesnych powieści s-f w stosunku do książek Wellsa. W każdym razie polecam:)

      Usuń
  5. Niesamowite jest, ze takie perełki można odkryć we własnej biblioteczce! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy, żeby dwa warunki były spełnione: biblioteczka musi być zbiorem książek nie tylko tych kupionych przez siebie, a także trzeba po prostu poszukać;)

      Usuń
  6. Zainteresowałaś mnie tą książką i z chęcią poświęcę swój czas.
    Serdecznie pozdrawiam.
    www.nacpana-ksiazkami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo, cała przyjemność po mojej stronie;)

      Usuń
  7. "Wojna światów" już od dawna jest na mojej liście do przeczytania, a odkąd zobaczyłam to nowe wydanie o którym piszesz to zbieram się żeby jak najszybciej je kupić ;) To chyba jeden z tych klasyków których nie wypada nie znać :)

    Abstrahując od treści, okładka ze zdjęć też ma wiele uroku, ale ja jestem fanką starych wydań, i nie wiem jak dziwne, brzydkie i kiczowate by nie były i tak będą mi się pewnie podobać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W domu na półce mam wiele takich "staruszków" i też je lubię, bo choć nie tak ładne i kuszące oko, jak nowe wydania, to jednak mają swój urok i charakter, a poza tym świetnie pokazują, jak bardzo zmieniła się estetyka książkowa w ostatnich latach:)

      Usuń
  8. Właśnie czytam (już nie wiem który raz ..) to właśnie "Vesperowe" wydanie "WŚ" i ponownie się zachwycam i nie mogę oderwać ... genialna książka ! polecam każdemu kto chce zacząć poznawać postapokaliptyczne klimaty w literaturze ! a już do wydanie - CUDO i perełka ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od czasu napisania recenzji udało mi się zdobyć to vesperowe wydanie i jest przepiękne! Postawię obie wersje obok siebie i będę się zachwycać:)

      Usuń
  9. Ja się uraczyłam przy pierwszym czytaniu wydaniem z biblioteki. :D Do dzisiaj pamiętam jak bardzo zachwycałam się książką. Więc jak łatwo się domyślić, teraz zaopatrzyłam się w prywatny egzemplarz od Vesper i zamierzam ponownie stać się świadkiem inwazji. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze, tak trzymać! Powracanie do takich książek to najczystsza przyjemność:)

      Usuń