czwartek, 11 października 2018

Magia, miecz i fantastyka z lat siedemdziesiątych - Michael Moorcock "Elric of Melniboné"

   Znacie kanon fantastyki według Andrzeja Sapkowskiego? Z listą książek wybranych przez pisarza jako tych tzw. must read można polemizować, można się z nią nie zgadzać i zarzucać jej nieobecność nowszych, lecz już uznanych pozycji gatunku. Można ją potraktować również jako ciekawy zbiór tytułów, do których prawdopodobnie nigdy by się bez niej nie sięgnęło i które zaginęłyby w odmętach niepamięci, przynajmniej w przypadku młodszych czytelników. Ja sama, choć lat parę na karku już mam, z wieloma pisarzami z tego kanonu nie miałam dotychczas okazji się zapoznać, a o niektórych wręcz nie słyszałam. Ponieważ jednak wyzwanie książkowe Kirimy dotyczące czytania klasyki fantasy samo się nie zrobi, sięgnęłam do Sapkowskiej listy i wybrałam pozycję, o której słyszałam w zamierzchłych czasach swej młodości.

   "Elric z Melniboné", tytułowy bohater książki Michaela Moorcocka, to 428 władca narodu pradawnych istot zamieszkujących Smoczą Wyspę, albinos obdarzony potężną magią, a równocześnie żyjący tylko dzięki magicznym wywarom. Pełen moralnych i filozoficznych rozterek Elric różni się od pozostałych Melnibonczyków jak niebo od ziemi, co przysparza mu sporo problemów, zwłaszcza ze strony książęcego kuzyna Yyrkoona, który knuje i spiskuje, by przejąć tron i przywrócić Melniboné dawną potęgę i sławę. Młodego władcę wspierają jego ukochana (o ironio siostra Yyrkoona) i opiekun smoków, od których nazwę wzięła wyspa. I dobrze, że ma przy sobie Elric ludzi, którym może zaufać, bo przed nim walka z barbarzyńskimi najeźdźcami z południa, spotkania z dawnymi Władcami Chaosu i poszukiwanie pradawnych czarnych mieczy.

   Będzie krótko, bo i książka niedługa, zaledwie 160 stronicowa. "Elric of Melniboné" to pierwszy tom długaśnego cyklu fantasy w starym, dobrym klimacie fantastyki końca dwudziestego wieku. Potężni bohaterowie, otoczeni równie potężnymi sprzymierzeńcami i wrogami, a także pięknymi kobietami (a jakże), magia i miecz, mroczne bóstwa i przypadkowe przyjaźnie, wszystko to znajdziemy u Moorcocka. Czego drogi Czytelniku tu nie znajdziesz, to skomplikowanej fabuły, stopniowo rozwijających się wątków i szczegółowo opisanych zależności między bohaterami. Opowieść o Elricu to szereg epizodów, niby ze sobą powiązanych, ale tak naprawdę sprawiających wrażenie, jakby pisarz tworzył je na poczekaniu, bez większego planu. Jeden wynika z drugiego i nawet całkiem dobrze pasuje do całości? Świetnie, zostawiamy. O to, co będzie się działo w dalszej części historii pomartwimy się później.

   Także postaci są w większości typowe dla opowieści magii i miecza: dobrzy są dobrzy, źli są źli, barbarzyńcy są barbarzyńscy, a Władcy Chaosu odpowiednio chaotyczni. Całą zabawę z odcieniami szarości zostawił pisarz dla tytułowego Elrica, który jest bohaterem o tyle ciekawym, że wymykającym się łatwemu określeniu go mianem postaci negatywnej bądź pozytywnej. Próżno jednak szukać wielkiego rozwinięcia pomysłu na tego albinoskiego władcę, bo nie ma na to czasu w tak krótkiej książce. Zakładam jednak, że w dalszych tomach cyklu autor rozwinął tkwiący w nim  potencjał i stanie się Elric naprawdę interesującym bohaterem.

   Będę szczera - "Elric of Melniboné" nie jest dobrą literaturą. Warsztat pisarza niekiedy kuleje, akcja rozwija się bardzo schematycznie i całość ratuje właściwie tylko dobry język i główny bohater. Mimo tego te sto sześćdziesiąt stron zapewniło mi sporo dobrej zabawy, zaprawionej nutką nostalgii za czasami, kiedy zaczytywałam się chociażby opowieściami o Conanie z Cimmerii. Czy polecam książkę Moorcocka? Tak, ale tylko tym, którzy tak jak ja z rozrzewnieniem wspominają literaturę inną niż dzisiejsze rozbudowane i skomplikowane historie fantasy, a także wszystkim, którzy mają ochotę na krótką, lekką i niewymagającą wielkiego udziału mózgu lekturę. Ja sama po kolejne tomy cyklu prawdopodobnie sięgnę, bo jako wypełniacze czasu między jednym książkowym grubaskiem a drugim na pewno świetnie się sprawdzą.



tytuł: Elric of Melniboné
cykl: The Elric Saga (vol.1)
autor: Michael Moorcock
liczba stron: 160



ocena: ★★★☆☆ (tylko ze względu na nostalgię, inaczej byłoby o jedną gwiazdkę mniej)

19 komentarzy:

  1. Czytałam kiedyś tę listę, ale całkowicie o niej zapomniałam.
    Muszę na nią zerknąć, może jakiś tytuł mnie zauroczy, choć "Elric of Melniboné" po Twojej recenzji raczej nie sięgnę. ;) :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zupełnie nie mój klimat. Kiedy próbowałam czytać coś z tego gatunku ale nie dałam rady. To trzeba lubić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może po prostu nie trafiłaś na taką, która by Ci przypadła do gustu. A może też być tak, że to nigdy nie będzie gatunek dla Ciebie, tak jak ja nigdy nie polubię romansu czy erotyku;)

      Usuń
    2. Erotyki to i nie mój gatunek ;)

      Usuń
  3. Masz pięknego kota *.* A co do samej książki...Może się w nią zaopatrzę, jak będę siedziała na wykładów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kotek jest współlokatorki, ale dziękuję;) A książka na nudne wykłady może być w sam raz, bo mózgu przy niej specjalnie wytężać nie trzeba^_^

      Usuń
  4. Kiedyś do niej podchodziłam, ale termin mi mijał w bibliotece i musiałam oddać zanim znalazłam chwilę żeby przeczytać... Tak słyszałam, że to nie jest dobra literatura i że polski przekład jest kiepski, więc lepiej czytać w oryginalne. Pewnie zrobię kiedyś podejście drugie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W oryginale językowo jest dobrze! Tylko fabularnie trochę gorzej. Też słyszałam, że polskie tłumaczenia kiepskie, dlatego zaopatrzyłam się w ebooka po angielsku:)

      Usuń
  5. Z całą pewnością nie jest to pozycja dla mnie, a tym bardziej, że i Tobie nie przypadła do gustu. Odpuszczę ją sobie.

    https://nacpana-ksiazkami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. O książce wcześniej nie słyszałam i jakoś nie sądzę żebym po nią kiedykolwiek sięgnęła. Chociaż ostatnio mnie kusiło żeby przeczytać jakiegoś Conana czy coś w tym stylu i przekonać się jak książki w tym stylu wyglądają ;D
    Musze za to kiedyś zerknąć na tę listę Sapkowskiego, bo aż jestem ciekawa co tam się jeszcze znalazło ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba będę musiała się zapoznać z ta listą :) lubię stare fantasy, podobnie jak Ty zaczytywałam się w Conanie, nawet sobie ostatnio takie ładne duże wydanie kupiłam :) ja w wyzwaniach udziału nie biorę ale może sobie zrobię kolejny rak rokiem fantastyki ;) zwłaszcza tej starszej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię niejednoznacznych bohaterów, ale fantastykę wolę pozbawioną jasnych podziałów ;) Za tę pozycję raczej podziękuję.

    W kanonie Sapkowskiego, o ile pamiętam, znajduje się Amber Rogera Zelazny'ego. To był ten punkt, gdzie się z panem S. zgadzaliśmy :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja i Sapkowski to raczej skomplikowane połączenie. Lubię Wiedźmina, nawet bardzo, ale sam autor czasami robi rzeczy zupełnie dla mnie niezrozumiałe. Akurat lista pana Sapkowskiego jest w moim typie i w wielu punktach co do klasyki fantastyki się zgadzamy, więc zaskoczyło mnie, że opisujesz tę książkę jako bardzo schematyczną, bo mam wrażenie, że fantastyka dla dorosłych schematyczności powinna bać się jak papierowa książka ognia.
    Zapamiętam, bo prawdę mówiąc, niekoniecznie będę chciała przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie słyszałam o tej książce, ale czasami mam ochotę na taki gatunek.
    Świetna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie dla mnie ta książka, ... ale kociak słodki <3 ;)

    OdpowiedzUsuń