czwartek, 21 czerwca 2018

Piłka nożna w fantastyce? Jeśli to On, to da się zrobić - Terry Pratchett "Niewidoczni akademicy"

   "Jeden Macarona, jest tylko jeden Macarona, jeden Macarooo-na, jest tylko jeden Macarooo-na."

   Przepraszam wszystkich niewtajemniczonych, zaraz pospieszę z wyjaśnieniami, ale powyższa piosnka stadionowa utkwiła mi w głowie i na ustach, i za Chiny Pańskie Ludowe nie mogę się od niej odczepić.

   Terry Pratchett, jeden z najwybitniejszych moim zdaniem pisarzy gatunku znanego pod prostą, acz jakże niewystarczającą w tym przypadku nazwą fantastyki, tym razem postanowił zaprosić do świata Dysku piłkę nożną, dyscyplinę, którą można kochać, można nienawidzić, ale nie da się od niej odpędzić. Zwłaszcza teraz, gdy spora część naszego globu maluje twarze, kupuje piszczałki i zajada się chipsami popijanymi colą, podczas gdy dwudziestu dwóch spoconych facetów biega za piłką po murawie. Z tego, co wiem, nasza piłka co prawda nie robi "gloing", ale co ja tam wiem, może i robi.

   W "Niewidocznych akademikach" na barkach cóż, niewidocznych akademików, złożona zostaje odpowiedzialność za zorganizowanie meczu piłki nożnej w "nowej" odsłonie (takiej nie kończącej się śmiercią zawodników tudzież zbyt energicznych/pechowych widzów). Nadrektor Ridcully, Myślak Stibbons i reszta wesołej gromady profesorskiej nie ma zresztą wielkiego wyboru, gdyż pomysłodawcą i cichym patronem (ha!) jest sam Lord Vetinari, a jak wiadomo, jemu się nie odmawia. Żeby tego było mało, Glenda, kuchmistrzyni na Niewidocznym Uniwersytecie, która najchętniej skupiłaby się na robieniu zapiekanek i szarlotek, musi sobie radzić z uczuciem rozkwitającym przed jej oczyma, goblinem Nuttem, który okazuje się być kimś zupełnie innym, a także nieobcierającymi mikrokolczugami na dodatek.

   Pratchett jest jednym z niewielu, jeśli nie jedynym pisarzem, który w otoczce fantastycznej, pełnej trolli, krasnoludów, wampirów i magii przemyca niezwykle wnikliwą analizę człowieka, społeczeństwa i teraźniejszego świata, a wszystko to podaje ze szczyptą kpiny i sporą dozą sarkastycznego humoru. Czytając o perypetiach jego bohaterów, jak bardzo fantastyczni by nie byli, mam przed oczami otaczających mnie ludzi, osobistości z telewizji, osoby dzierżące obecnie władzę i cały ten często nie mający sensu kram. Tak jest i w "Niewidocznych akademikach", gdzie zaglądamy jednym okiem za kurtynę, by zobaczyć machinacje, którymi posługuje się Vetinari, by ujarzmić nieujarzmialne, gdzie obserwujemy tak znane nam przed i pomeczowe zachowanie tłumu, gdzie widzimy, jak sprzedaje się marzenia. Przewija się przez tę książkę szereg postaci, z których każda jest indywidualnością i każdą zarysował pisarz tak wyraźnie, że aż chciałoby się jej dotknąć (oprócz Pierdoły Cartera, bo jego nie lubimy).

   Przyznam, że z wszystkich podcykli, jeśli można tak je nazwać, opisujących świat Dysku, ten o magach zawsze należał do mniej przeze mnie lubianych. Każdy z magów jest co prawda ciekawą postacią, ale jakoś tak zlewali mi się w jedną wielką grupę, przez co trudno mi było żywić do nich jakieś szczególne uczucie (oprócz Rincewinda, którego po prostu nie lubię). Tym razem jednak, czy to przez tematykę sportową (mag i sport, cóż za zabawny obrazek), czy przez pozostałe postaci, które polubiłam (zwłaszcza Glendę), magowie zyskali w moich oczach i bawili mnie o wiele bardziej, niż zazwyczaj. Także Nutt ze swoimi filozoficzno-erudycyjnymi monologami rozkładał mnie na barki, a monolog na stronie 331 jak żywo przypomniał mi przezabawny monolog Skryby z filmu "Asterix i Obelix: Misja Kleopatra" (powiedzcie, że wiecie o co chodzi i nie jestem jedyną, który ten moment w filmie doprowadza do łez śmiechu!).

   Podsumowując, powrót po długim okresie do prozy Pratchetta uważam za udany, a przyśpiewkę wykorzystam przy najbliższym meczu. "Niewidocznych akademików" natomiast zaliczam sobie do wyzwania czytelniczego Kirimy dotyczącego klasyki fantastyki, tym samym unikając porażki na tym froncie.




tytuł: Niewidoczni akademicy
cykl: Świat Dysku
autor: Terry Pratchett
tłumacz: Piotr W. Cholewa
wydawnictwo: Prószyński i S-ka



ocena: ★★★★☆

26 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jak mawiają, de gustibus non est disputandum;)

      Usuń
  2. O nie, piłka nożna. .Nie gniewaj się proszę ale nie przepadam za tym sportem. Mam neutralne podejście, niech ogląda ten kto lubi. Ja nie lubię i dlatego tym bardziej książki z takim wątkiem przewodnim nie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zmuszam:) Szkoda tylko dobrego humoru, ale można go znaleźć też w innych książkach Pratchetta, bez obecności piłki;)

      Usuń
  3. Pratchett to mój wielki wyrzut sumienia, bo nie czytałam nic a nic :/ Ale może w końcu trzeba coś przeczytać, bo słyszałam tyle dobrego. A ta piłka nożna to idealnie w klimacie mundialu haha 😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, z piłką trafiłam idealnie;) A Pratchetta polecam mocno, choć radzę zaczynać od cyklu o Straży, Czarownicach albo Śmierci:)

      Usuń
  4. KIedyś próbowałam czytać coś tego autora ale kompletnie mi nie szlo - nie mój gatunek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda książka, która w dużej mierze opiera się na humorze, musi przypasować do poczucia humoru czytelnika, inaczej jest kiepsko;)

      Usuń
  5. Na czasie! :D
    Gdy tylko zaczął się mundial od razu książka pojawiła się w głowie wraz z cytowaną przez Ciebie przyśpiewką. :D
    A monolog Skryby uwielbiam. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ją podśpiewuję przy każdym meczu, zmieniając tylko nazwiska piłkarzy 😂
      Aż sobie go przypomnę, bo śmiechu nigdy za dużoXD

      Usuń
  6. Pewnie gdy się w końcu zabiorę za czytanie Pratchetta w całości to i tę lekturę przeczytam, ale na pewno ta nie będzie moim pierwszym wyborem - jednak ja i jakiekolwiek sporty z piłką to złe połączenie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak źle? XD
      Polecam zacząć od czegoś ze strażą albo czarownicami, no i Smierć też na pewno nie rozczaruje:)

      Usuń
    2. Ja się piłką nożną zupełnie nie interesuję, ale o dziwo - w książkach / mangach / filmach / animacjach, w anime aż mnie nawet porywa :). Może kwestia, że bardzo lubię obserwować interakcje między ludźmi, a w samym sporcie mi tej płaszczyzny brakuje.

      Usuń
    3. Kapitan Tsubasa to moja miłość forever and ever❤️⚽️

      Usuń
  7. Moja licealna przyjaciółka namiętnie czytała wszystko tego autora, ale ja ze smutkiem muszę przyznać - nigdy nie udało mi się do niego przekonać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nie ma się poczucia humoru w ten specyficzny, pratchettowski sposób, to rzeczywiście trudno się do tego pisarza przekonać. Ja uwielbiam, ale nie dziwie się zupełnie, że innym może się nie podobać;)

      Usuń
  8. Nie lubię piłki nożnej, więc nigdy nie dobieram książek pod tym kątem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym przypadku to był po prostu szczęśliwy zbied okoliczności ;)

      Usuń
  9. Cóż za dobór tematu ;) Prawdopodobnie jest to jedyny kontakt z piłką nożną, jaki przełknęłabym przy obecnym natłoku mundialowych informacji :D

    Swoją drogą, akurat "Niewidoczni akademicy" to jedyna książka z serii o magach, jaką mam w kolekcji (chyba, że liczymy Kosiarza do tej serii). Generalnie magów nie lubię, na Rincewinda mam dość zaawansowaną alergię, ale przesłanie "Niewidocznych..." sprawiło, że nie byłam w stanie się z nią rozstać. Ale cóż, to jest właśnie ten późniejszy, bardziej dojrzały Pratchett, którego uwielbiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współnielubicielka Rincewinda, jak dobrze wiedzieć, że jest nas więcej!:)

      Tak, te późniejsze książki z panteonu pratchettowskiego mają w sobie niby to samo, co wczesne, ale jakby więcej;)

      W każdym razie „Niewidoczni...” stały się moją ulubioną częścią poświęconą magom:)

      Usuń
  10. Kocham twórczość Pratchetta bezwarunkowo, a "Niewidocznych Akademików" uważam za jedną z jego najlepszych książek (obok "piramid" i "Piątego Elefanta"). Chociaż tak jak autorka komentarza wyżej, też za Ricewindem nie przepadam. Generalnie seria, którą po prostu trzeba przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, właśnie napisałam w odpowiedzi Ewelinie, że jest nas więcej anty na Rincewinda, a tu poniżej taka niespodziankaXD

      Dla mnie wygrywa „Maskarada”:)

      Usuń
  11. I znowu te poczucie winy! Muszę do jasnej cholery zabrać się za tego Pratchetta w końcu b sobie nie wybaczę! Co prawda znowu nie pamiętam jak powinno się go czytać ale chyba jakoś się z tym uporam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda kolejność dobra, byle nie zaczynać od początku XD

      Usuń
  12. Idealną książkę wybrałaś na czas mundialu. :D Tej jeszcze nie czytałam, to znaczy kiedyś zaczęłam i doczytałam do połowy, ale z niewiadomych mi względów nie skończyłam. Ale czytam cały Świat Dysku od początku, tym razem od deski do deski, więc na pewno do niej wrócę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idealny wybór, to prawda😁 Powiem Ci, że gdybym mogła taki mecz magów zobaczyć na żywo, to już zupełnie nie byłabym w stanie nic ze swoim życiem zrobić 😉

      Usuń