sobota, 26 maja 2018

Świat fantasy z muszkietem i prochem w tle? Czemu nie - Brian McClellan "Obietnica krwi"

   Uwielbiam fantastykę, z ręką na sercu przyznaję, że to najbardziej mnie wciągający i przynoszący mi najwięcej radości gatunek literacki. Dajcie mi elfy, magię i rycerzy, lub wręcz przeciwnie, statki kosmiczne i sztuczną inteligencję, a możecie być pewni, że macie mnie z głowy na parę godzin/dni. Mimo tego przyznaję, niekiedy światy kreowane przez twórców takiej literatury, zwłaszcza fantasy, nieodparcie sprawiają wrażenie, że gdzieś już to widziałam, kiedyś już o tym czytałam. Nie jest łatwo stworzyć coś unikatowego, wprowadzić w znane nam schematy i to jeszcze tak, żeby nie powodowało to wrażenia sztuczności i czegoś "na siłę". Z tego też powodu książka i autor, o których zaraz będzie mowa, bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli.

   "Obietnica krwi" Briana McClellana to pierwszy z trzech tomów nowego cyklu fantastycznego, jakże adekwatnie nazwanego Trylogią Magów Prochowych. To opowieść o świecie, w których istnieją trzy rodzaje umiejętności magicznych: pierwszą z nich posługują się Uprzywilejowani (tacy "typowi" użytkownicy magii, rzucający kulami ognia i machający rękami przy pleceniu czarów), mamy również Zdolnych (którzy nie tyle posługują się magią, ile zapewnia im ona konkretny talent, np. umiejętność wykrywania prawdy, życie bez snu, itp.), a także magów prochowych. Ci ostatni, jak sama nazwa wskazuje, posługują się prochem, a kule i broń palna w ich rękach to prawdziwie potężna broń.

   McClellan od pierwszej strony wprowadza nas prosto w sam środek przewrotu politycznego, w którym Tamas, marszałek polny i najsilniejszy chyba mag prochowy przewodzi zamachowi stanu, w wyniku którego król, jego rodzina i najważniejsi poplecznicy tracą głowę na gilotynie. To jednak dopiero początek kłopotów dla naszych bohaterów i dla Adro, ich kraju. Za górami czai się bowiem potężny Kez, a we wszystko mieszają się siły, z którymi zwykły człowiek, nawet mag prochowy, nie będzie sobie w stanie poradzić.

   Tak jak napisałam wyżej, czytelnik wrzucony zostaje w sam środek akcji, bez wytłumaczenia, bez przygotowania, w związku z czym pierwsza połowa książki w moim wykonaniu była rozpaczliwą próbą zrozumienia, o co do jasnej cholerci chodzi. Trudno było mi wciągnąć się w intrygę, bo po prostu nie do końca ją pojmowałam. Podobnie było z bohaterami - ciężko polubić kogoś, o kim niewiele wiesz, nie znasz jego motywacji i na dodatek poznajesz go z może nie najlepszej, a już na pewno najbardziej krwawej strony. Na szczęście od połowy książki, gdy już orientujesz się w wykreowanym przez pisarza świecie, mocach bohaterów i powodach, dla których podejmują takie, a nie inne decyzje, "Obietnica krwi" wciąga jak lotne piaski, z których do końca tomu się już nie wydostaniesz.

   Także postaci powoli, powoli zaczynają czytelnika do siebie przekonywać. Dodatkowo w moim przypadku dochodzi to, że uwielbiam, gdy przynajmniej część głównych bohaterów to osoby w starszym wieku, doświadczone życiem i nie kierujące się emocjami młodości. Tak było u Sandersona z Dalinarem, tak jest i tutaj z Tamasem i Adamatem. Moim absolutnym faworytem jest natomiast Olem, pyskaty ordynans marszałka. Oby w kolejnych tomach było go jeszcze więcej, bo jego przytyki i sucha ironia rozbawiały mnie za każdym razem, gdy otwierał usta. Trochę brakuje mi natomiast pełnowymiarowych postaci kobiecych (o dziwo najlepiej przedstawiona jest praczka Nila, zwykła dziewczyna, której życie drastycznie się zmienia po zamachu stanu i która na przebieg akcji ma o wiele większy wpływ niż większość z występujących w książce potężnych użytkowniczek magii), chciałabym więcej wiedzieć o Vlorze i Ka-poel i mam nadzieję, że autor nie zmarnuje potencjału, który w nich tkwi.

   To, co bezsprzecznie stanowi o wyjątkowości tej książki, to owa magia prochowa, którą posługują się bohaterowie. Nie spotkałam się jeszcze w literaturze fantastycznej z takim wykorzystaniem broni palnej i prochu i na początek trudno było mi wręcz wyobrazić sobie, w jaki sposób to wszystko działa. Na szczęście pisarz nie szczędzi opisów działania prochu w organizmie magów i dobrze przedstawia zarówno plusy, jak i minusy tego typu magii. Pomaga również to, że zarówno Tamas, jak i jego syn Taniel są w posługiwaniu się nią mistrzami, dzięki czemu zaznajamiamy się z nią w jej najlepszym i najpotężniejszym wydaniu.

   Podsumowując, warto przeczytać pierwszy tom do końca i nie deprymować się wolnym i dezorientującym początkiem. Druga część książki przynosi bowiem pędzącą na łeb na szyję akcję i sporo niespodziewanych zwrotów fabuły. Pisarstwo McClellana ze strony na stronę podnosi poziom i pod koniec tomu wciąga na całego. Ja osobiście nie mogę się doczekać ostatecznej rozgrywki między Kezem i Adro oraz między prochowymi magami i potężnymi istotami, z którymi przyjdzie im się zmierzyć.


tytuł: Obietnica krwi
cykl: Trylogia Magów Prochowych (tom 1)
autor: Brian McClellan
wydawnictwo: Fabryka Słów
liczba stron: 676



ocena: ★★★★☆

16 komentarzy:

  1. O kurcze zaintrygowalas mnie ;) ja także nie lubię jak książka zaczyna się dość chaotycznie i jest naćkane milion postaci i zero wytłumaczenia kto jest kim brrr natomiast ta magia prochowa brzmi naprawdę fajnie i nowatorsko chyba bym się skusiła na poznanie jej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skuś się, myślę, że nie pożałujesz:) Czuję, że w kolejnych tomach może być tylko lepiej!

      Usuń
  2. Sama nie wiem... fantastyka to nie mój konik, nie moja kategoria - nie wiem czy by mnie wciągnęła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli miałabyś zacząć przygodę z tym gatunkiem, to raczej nie jest to dobra pozycja, bo wymaga pewnego obeznania z fantastyką. Ale może jeśli inne książki jednak Cię do tego gatunku przekonają, to wtedy wróć do magów prochowych koniecznie:)

      Usuń
  3. Ogólnie dla mnie w tym pierwszym tomie bohaterowie słabo wypadli. Nie pod względem charyzmy, ale opisów. W sumie nie wiemy o nich zbyt wiele, a wszystko poszło w stylu "zdradziła mnie", "mój syn", "dzielny"... Fajnie, tylko jakby trochę za mało.
    W drugim tomie autor troszkę się odkuje. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Brzmi fantastycznie! Ostatnio czytałam po raz pierwszy "Czas Żniw" i podobnie jak w "Obietnicy krwi" od samego początku wrzuceni jesteśmy w akcje,co początkowo bardzo mnie irytowało, nie umiała odnaleźć się w ilości bohaterów i nieznanych nazw. Jednak z perspektywy czasu i po przeczytaniu całości doszłam do wniosku, że taka budowa fabuły ma swoje plusy, bo czytelnik nie ludzi się w pierwszych rozdziałach które zazwyczaj są zapoznaniem z bohaterami, ich historią, tym co będzie się działo. Może kiedyś sięgnę po Trylogię Magów Prochu, ale narazie zbyt dużo innych książek w kolejce:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale to podsumowałaś! Lubię, kiedy pisarz nie podaje mi wszystkiego na talerzu:)

      Usuń
  5. "Obietnice krwi" zaczęłam czytać prawie rok temu, i jakoś nie mogę jej skończyć. Początek jest faktycznie bardzo męczący, dezorientujący i zniechęcający do dalszej lektury :/
    Jest to już jednak druga opinia która zachęca mnie do podarowania tej książce drugiej szansy więc może w wakacje uda mi się nadrobić ;)

    PS. Z prochowej fantasy bardzo polecam Ci "Tysiąc imion", które imo jest o wiele lepsze, przynajmniej od tych kilkudziesięciu stron powieści McClellan które przeczytałam ;) Elementów fantastyki w początkowych tomach co prawda jest niewiele, ale o wiele łatwiej jest się we wszystkim na początku połapać, a bohaterowie też są niczego sobie, też są starsi (może nie u schyłku wieku ale niektórzy tak z 30/40 na karku mają, jest nawet postać wydaje mi się z zachowania dość podobna do Dalinara tylko 20/30 lat młodsza) i są świetne postacie kobiece, więc powinno ci się spodobać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam „Tysiąc imion” na półce, grzecznie sobie czekają na swoją kolej, być może w te wakacje uda mi się nadrobić lektury i wśród nich będzie ta książka:) A co do Magów, to daj pierwszemu tomowi szansę, być może Cię do siebie przekonają;)

      Usuń
  6. O tak, początki z Prochowymi są trudne - ale muszę przyznać, że mi osobiście ogromnie podobało się to, że autor zaczął tak "z grubej rury". To stopniowe odkrywanie kart mnie ujęło, zwłaszcza że ostatecznie wszystkie elementy układanki do siebie pasowały i tworzyły spójny, imponujący obraz. Cieszę się, że te trudne początki Cię nie zniechęciły :) I również lubię Olema! (tak dla równowagi, bo wszyscy zawsze tylko o Borbardorze ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Borbador spoko, ale jednak humor Olema zwycięża w tej rywalizacji;)
      Początki są po prostu lekko dezorientujące, ale jak już się wejdzie w ten świat i fabułę, to nagle wszystko robi się jasne i przejrzyste.

      Usuń
  7. Podpisuje się pod tym. :) Mnie Obietnica Krwi wciągnęła dopiero pod koniec, a drugi tom... bomba. :D Vlora myślę, że została całkiem fajnie rozwinięta, ale Ka-Poel tak nie bardzo. Ciesze się, że Ci się spodobało. :D Olem jest bardzo, bardzo fajny (uwielbiam jego bezczelność), ale ja dochowam wierności Borbadorowi. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugi tom w wakacje na pewno, bo chcę się dowiedzieć, jak to się wszystko potoczy i na ile mają przerypane;)

      No to w tym przypadku rozchodzimy się do innych teamów😁

      Usuń
  8. Jesteś kolejną osobą, która pisze bardzo pozytywną recenzję o książce McClellana! Ewidentnie przyszedł czas na to, aby bliżej go poznać. Nie przeszkadza mi wrzucanie czytelnika na głęboką wodę ani czytelniczy trud powolnego początku, jeśli tylko książka tego warta, a wszystko wskazuje na to, że ta jest tego warta zdecydowanie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie trzymam kciuki za dobre wrażenia ze spotkania z tym autorem i czekam na opinię!:)

      Usuń