piątek, 11 maja 2018

Gdy czerwień staje się złotem - Pierce Brown "Golden Son" (tom 2 trylogii "Red Rising")

   Wraz z kolejnymi moimi recenzjami nie tylko nabywam doświadczenia w pisaniu, ale też zaczynam sobie zdawać sprawę z wielu dziwactw, czy też raczej pewnych cech charakteryzujących mnie jako osobę piszącą o książkach. Ostatnio odkryłam kolejną - bardzo ciężko zabrać mi się za pisanie o swoich absolutnych ulubieńcach, o opowieściach, które poruszyły mnie i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Gniot? Proszę bardzo, jedno mrugnięcie okiem i potok słowny na kilka tysięcy znaków. Książka pięciogwiazdkowa? Przeczytana we wszystkie możliwe strony, wyobrażona i wyśniona ze szczegółami, a mimo to nie potrafię zasiąść przed klawiaturą i ubrać uczuć w słowa. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że do recenzji drugiej i trzeciej części cyklu "Red Rising" Pierce'a Browna zabieram się od ponad tygodnia i dopiero dziś znalazłam w sobie siłę, żeby się z nimi zmierzyć.

   "Golden Son" to drugi tom trylogii science fiction, która przypomniała mi, jak bardzo ten gatunek literacki lubię i jak bardzo mi go brakowało. Darrow, Czerwony syn Marsa, który w pierwszej części cyklu przenika do świata Złotych, stojących na samym szczycie drabiny społecznej znanego nam wszechświata, popada w niełaskę u swojego protektora i zarazem człowieka, którego nienawidzi najbardziej na świecie. Wystarczyło jedno potknięcie i z bohatera staje się outsiderem. Naciskany przez Synów Aresa z jednej, a własne sumienie z drugiej, stawia wszystko na jedną kartę i wywołuje wojnę domową wśród najważniejszych rodów skupionych wokół Luny i Marsa, wojnę, w której być może przyjdzie mu stanąć przeciwko ludziom, których nazwał swoimi przyjaciółmi.

   W pierwszej części cyklu zachwyciło mnie to, jak skomplikowanym bohaterem jest Darrow. Młody człowiek, którego los rzucił w zupełnie obcy mu pod każdym względem świat, a który mimo to potrafi obrócić swoją inność w broń, dzięki której zdobywa miejsce w elitach tego świata. W "Złotym synu" jego postać  rozwija się nadal i z każdym krokiem odkrywamy nowe głębie tego (nie)zwykłego chłopaka z kopalni czerwonej planety. Gdzieś przeczytałam opinię, że Darrow to taki Gary Stu, któremu wszystko się udaje, który wszystko wie i który przez to jest nudny i denerwujący. No cóż, widocznie nie czytaliśmy tej samej książki. Darrow nie tylko popełnia błędy, nie tylko pełen jest wahania i wewnętrznego rozdarcia, ale i traci więcej, niż ktokolwiek inny w tej opowieści.

   Swoją drogą muszę oddać panu Brownowi honory, udało mu się bowiem stworzyć narrację pierwszoosobową, która po raz pierwszy w moim czytelniczym życiu nie tylko mnie do siebie przekonała, ale także pozwoliła mi naprawdę "wejść" w bohatera i odczuwać to, co on czuje, i myśleć to, co on myśli. Brawo!

   W "Golden Son" akcja toczy się jeszcze szybciej, niż w pierwszym tomie serii, a jej rozmach jest zupełnie nieporównywalny: z kopalni Marsa i terenów Instytutu przenosi się na powierzchnię planety i na Lunę, stanowiącą centrum wszystkiego. Tu batutę trzymają nie głowy rodów, które kierowały wychowankami Instytutu, lecz Octavia au Lune, rzeczywista władczyni świata. Darrow toczy na tej scenie nierówną walkę nie tylko o własne życie, lecz o przyszłość ludzkości.

   Powtórzyć muszę ostrzeżenie z recenzji "Red Rising" - świat Złotych jest brutalny i czytelnik musi być na to przygotowany. To nie opowiastka, w której wszyscy doczekają szczęśliwego finału, lecz okrutna opowieść o wojnie, w której trzeba być przygotowanym na ofiary. A finał... finał "Złotego syna" doprowadził mnie do wściekłości i rozpaczy, z których długo nie mogłam się otrząsnąć. Mimo, iż zdawałam sobie sprawę, że to środkowa część serii i że najpierw musi być źle, żeby potem mogło być lepiej, nie byłam przygotowana na takie psychiczne sponiewieranie. Wszystkim pragnącym sięgnąć po trylogię pana Browna polecam od razu kupić wszystkie tomy, żeby móc natychmiast sięgnąć po następny, inaczej depresja gwarantowana.

   Mogłabym tak ciągnąć te peany pochwalne jeszcze długo, mogłabym napisać o tym, jak wspaniale było powrócić do tych bohaterów i do skomplikowanej rzeczywistości społeczeństwa podzielonego ze względu na kolory, ale nie chcę zdradzić żadnej niespodzianki fabularnej, a prawdopodobnie bez spoilerów by się nie obeszło. Podsumuję więc krótko: jeśli nadal nie czytałeś/czytałaś trylogii Pierce'a Browna, to natychmiast rzuć to, co trzymasz w rękach i do księgarni tudzież biblioteki marsz!   

 
tytuł: Golden Son
autor: Pierce Brown
cykl: Red Rising (tom 2)
wydawnictwo: Hodder & Stoughton General Division
ilość stron: 445


ocena: ★★★★★

13 komentarzy:

  1. Wiesz, ja też tak mam. Napisanie dwóch recenzji książek jak do tej pory najlepszych w 2018 odkładam, odkładam, odkładam... Chyba zrobię takie podsumowanie - najlepsze z półrocza. Się jakoś zmotywuję :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężkie życie recenzenta;) Trzymam kciuki i postaram się zmotywować razem z Tobą!

      Usuń
  2. Rzeczywiście im człowiek więcej i częściej pisze tym przychodzi to łatwiej, sprawniej - czuje się taką swobodę jakby to było coś "normalnego" jak oddychanie ;)
    W życiu człowieka bywa podobnie jak z pisaniem przez Ciebie recenzji - najłatwiej obrzucić obelgami ale powiedzieć coś miłego, dobrego już nie. Czasem książka może spodobać się tak bardzo, ze brakuje słów aby coś o niej powiedzieć, człowiek nie może zebrać myśli, bo przecież nie napisze tylko "świetna, super, łal". Czasem książkę trzeba "przetrawić" aby zabrać się za pisanie o niej i to zupełnie normalne ;)
    Recenzowanej przez Ciebie powieści nie znam - nawet nigdy o niej nie słyszałam. Nie jestem w stanie nic o niej powiedzieć poza tym, że to nie jest mój gatunek literacki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tak mam. Tak jak piszesz, trzeba wziąć niekiedy oddech, uspokoić myśli i dopiero wtedy spróbować przelać na papier uczucia.

      Usuń
    2. Niektóre książki naprawdę szokują i pozostawiają ślad w pamięci a czasem również i duszy....

      Usuń
  3. A ja z kolei nie umiem pisać recenzji czegoś, co mi się nie podoba, bo wtedy ostro wszystko krytykuję niezasłużenie :o widzę że to serio dobra trylogia, szkoda ze polska wersja ma takie obrzydliwe okładki :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli się nie podoba, to nawet ostra krytyka jest zasłużona, w końcu każdy z nas odczuwa i odbiera książki inaczej. Ja osobiście bardzo lubię czytać, gdy ktoś się wyżywa na znielubianych książkach, nawet jeśli to moi ulubieńcy;)
      Oj tak, polskie okładki są okropne!

      Usuń
  4. Mam podobnie. O książkach, które bardzo mi się podobają ciężko mi pisać. Bo ogólnie, albo musiałabym napisać tylko WOW, albo drugą powieść streszczającą to cudo, które przeczytałam.
    Taki sam problem mam z książkami nijakimi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książki nijakie są chyba jeszcze trudniejsze, bo niekiedy chce się po prostu powiedzieć "przeczytałam, było średnio, pa".

      Usuń
  5. Cieszę się się podobała ta książka :) U mnie dopiero czeka na swoją kolej. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby szybko znalazła się na przedzie kolejki, bo warto;)

      Usuń
  6. To jest typowe :D Im bardziej mi się coś podoba, tym trudniej mi o tym pisać. Gniota zjadę z przyjemnością i napiszę recenzję w pół godziny, a przy czymś, co mi się podobało, mam blokady. U mnie to chyba wynika z tego, że boję się, że nie oddam tego geniuszu, który w niej widziałam, a tym samym może nie zachęcę ludzi do lektury jak należy... ;)

    A Red Rising kusisz, oj kusisz. Może będzie to dobra okazja, żeby zacząć nadrabiać zaległości we własnym postanowieniu "przeczytam przynajmniej jedną książkę po angielsku miesięcznie" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to właśnie jest, obawa, że się nie odda tego, jak wspaniała jest dana książka to chyba główny powód, dla którego trudno takie ulubione recenzje pisać.
      Polecam z całego serca, do wyzwania anglojęzycznego jak najbardziej się nadaje, choć jak to sf, sporo tu dziwnych terminów, które trzeba sobie samemu jakoś przetłumaczyć. Ale raz jeszcze polecam!

      Usuń